Nowiny piszą..... 26 stycznia 2010

30 grudnia 2013

Uzyskanie dofinansowania na budowę kanalizacji we wsiach, przebudowę dróg oraz na planowany kompleks sportowo-rekreacyjny w Lesku – to według burmistrz Barbary Jankiewicz sukcesy osiągnięte za jej rządów. Ale nie brakuje głosów przeciwnych.
Burmistrz Leska Barbara Jankiewicz. Zawsze elegancka i zawsze trudno dostępna dla mediów.
Burmistrz Leska Barbara Jankiewicz. Zawsze elegancka i zawsze trudno dostępna dla mediów. (fot. Fot. Krzysztof Potaczała)

Czym zasłużyła się, a czym podpadła mieszkańcom pani burmistrz? –Rzeczywiście na plus trzeba zaliczyć budowę kanalizacji – mówi pragnący zachować anonimowość mieszkaniec Leska. I jest to jedyna rzecz, która jakoś udaje się pani Jankiewicz. Oprócz tego, że robi wokół siebie wielki szum.

Według naszego rozmówcy, planowany kompleks sportowo-rekreacyjny to porywanie się z motyką na słońce. – Burmistrz chwali się, że uzyskała część dofinansowania, ale już nie dodaje, że jest to niespełna 10 procent wartości inwestycji. Bo ten kompleks ma pochłonąć około 30 mln zł, a udało się pozyskać z zewnątrz tylko 3 mln zł.

Z rozmów z lesczanami wynika, że fajnie byłoby mieć w mieście baseny, gejzery, korty i inne atrakcje, ale w obecnej sytuacji Leska na to nie stać. Można by się zastanowić nad taką inwestycją, gdyby była pewność uzyskania 60, a najlepiej 75 procent środków. W przeciwnym wypadku – nie. Jednak Barbara Jankiewicz jest optymistką i twierdzi, że taki kompleks sportowo-rekreacyjny uda się wybudować. Ma to być wielka szansa na rozwój turystyczny Leska, obecnie pozbawionego nawet średniej klasy infrastruktury wypoczynkowej.
Bolączką są w Lesku mieszkania. Co prawda powstał blok dla kilkudziesięciu rodzin wybudowany w systemie deweloperskim, ale od dawna brakuje lokali socjalnych. Nie wiadomo na przykład, co zrobić z lokatorami znajdującego się w fatalnym stanie technicznym budynku przy ulicy Bieszczadzkiej 4. Fakt, niektórzy zalegają z czynszami, niektórzy nie dbają o porządek, ale ważniejsze jest bezpieczeństwo ludzi.

– Od razu nowego budynku nie wybudujemy, choć o tym myślimy, ale staramy się na bieżąco poprawiać jakość istniejącego – mówi Stanisław Tabisz, przewodniczący Rady Miejskiej w Lesku. – Chodzi m.in. o bezpieczeństwo przeciwpożarowe wiążące się z wymianą zniszczonej instalacji elektrycznej.
Przewodniczący Tabisz jest zdania, że obecna kadencja gminnego samorządu przebiega sprawnie. Porażek raczej nie dostrzega (oprócz zbyt późnego przekształcenia Administracji Budynków Komunalnych i Wodociągów w spółkę). –Sporo pieniędzy pochłonęły wydatki inwestycyjne (ponad 25 procent), uzyskaliśmy ponad 15 mln zł z funduszy unijnych i krajowych, więc nie jest źle – podkreśla.

Burmistrz Jankiewicz ma oparcie nie tylko w przewodniczącym Tabiszu, ale i w całej radzie. – I to jest najgorsze, co może być, bo na sesjach panuje sielankowa atmosfera, a brakuje twórczej dyskusji, ścierania się poglądów i merytorycznych racji – twierdzą nasi rozmówcy z Leska. – Efekt jest taki, że każda propozycja, każda uchwała przechodzą bez problemów, a przecież nie każdy pomysł zarządu miasta jest dobry.
Barbara Jankiewicz ma swoją medialną tubę. Jest nim samorządowy miesięcznik "Echo Bieszczadów” Przeciwwagą ma się stać niedawno powstały serwis internetowy (nazywany też blogiem) "Lesko bez cenzury”. – Ma coraz więcej zwolenników, bo coraz częściej informuje o sprawach, o których przeciętny mieszkaniec Leska nie dowie się ani z samorządowego czasopisma, ani w urzędzie – twierdzą rozmówcy w grodzie nad Sanem.

Chcieliśmy poinformować naszych czytelników o szczegółach budżetu Leska porównując rok 2009 i plany na 2010, o liczbie podmiotów gospodarczych w ostatnich kilku latach, poziomie finansowania kultury, rekreacji i sportu, wysokości dochodów własnych w 2009 i planowanych w 2010 oraz paru innych rzeczach. Wysłaliśmy e-maila z pytaniami, potem jeszcze dwukrotnie telefonicznie prosiliśmy o odpowiedź podkreślając, jak ważne są to informacje dla Czytelników i jednocześnie wyborców.

Nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
Lesko w liczbach

Zadłużenie gminy na koniec 2009 r. – 8.919.274 zł. Dla porównania na koniec 2006 r. wyniosło 7.444.316 zł.
Planowane dochody w 2009 r – 37.576.811zł. Planowane wydatki w 2009 r. – 49.488.735 zł.
Poziom edukacji: 1 przedszkole, 1 szkoła podstawowa, 1 gimnazjum, 4 szkoły średnie.
Liczba ludności: ok. 6 tysięcy
Stopa bezrobocia ( w powiecie leskim) : 23,2 proc.



Czytaj dalej...

ZDROWYCH I WESOŁYCH ŚWIĄT I SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU ŻYCZY LESKO BEZ CENZURY

21 grudnia 2013



Czytaj dalej...

Awantura w bursie szkolnej. Pijani 17-latkowie odpowiedzą przed sądem

12 grudnia 2013

LESKO / PODKARPACIE. Dwaj 17-latkowie, którzy wczorajszego wieczoru wszczęli awanturę w bursie szkolnej w Lesku, odpowiedzą przed sądem rodzinnym. Jak ustalili policjanci, obydwaj chłopcy byli pijani. Jeden miał 0,79 a drugi 1,42 promila alkoholu w organizmie.






http://esanok.pl/2013/awantura-w-bursie-szkolnej-pijani-17-latkowie-odpowiedza-przed-sadem-ij009.html


Rozpoczynamy dyskusję na temat oświaty w Lesku. Prosimy o merytoryczne głosy.

Czytaj dalej...

Reprywatyzacyjna kwadratura koła

10 grudnia 2013













Kmiter_Burg1


Gliwicka Agencja Turystyczna dąży do stworzenia luksusowego hotelu na zamku w Lesku, o którego zwrot walczą spadkobiercy przedwojennych właścicieli. Należąca do Skarbu Państwa spółka inwestuje miliony złotych mimo obciążenia hipoteki zamku roszczeniami reprywatyzacyjnymi i  decyzji wojewody, który uznał, że wpisany do rejestru zabytków obiekt nie podlegał dekretowi PKWN o reformie rolnej.

*
Renesansowy humanista Erazm z Rotterdamu, który miał ponoć dedykować niektóre ze swych pism budowniczemu zamku w Lesku Piotrowi Kmicie, optymistycznie zakładał, że człowiek jest dobry z natury, zaś zło bierze się z nieuctwa. Czy autor „Pochwały głupoty” nie zrewidowałby swego poglądu, gdyby wiedział  jak z dawną rezydencją kolekcjonera jego dzieł poczyna sobie jej dzisiejszy włodarz, którym w 1994 r. w wyniku restrukturyzacji Gliwickiej Spółki Węglowej stała się Gliwicka Agencja Turystyczna (GAT)? W tej należącej w 100 proc. do Skarbu Państwa spółce, zgodnie ze zwyczajem i tradycją III Rzeczypospolitej, menedżerowie tracą posady, ilekroć po wyborach parlamentarnych zmienia się władza w kraju. Tak było po zwycięskich elekcjach SLD, PiS, PO (formalnym powodem ostatniej zmiany całego zarządu był upływ jego kadencji 23 sierpnia 2008 r. – przyp. wł.)  i nic nie wskazuje na to, żeby tradycji tej nie miało stać się zadość po dymisji gabinetu Donalda Tuska, która wszak kiedyś musi nastąpić.
Działacz partyjny panem na zamku
Obecny prezes GAT stoi na czele koła PO w Żywcu, a w latach 2006-2010 był wicemarszałkiem sejmiku województwa śląskiego. Marcin Kędracki, bo o nim mowa, ma opinię osoby cieszącej się poparciem posła Tomasza Tomczykiewicza, który w poprzedniej kadencji Sejmu był szefem klubu parlamentarnego PO, a dzisiaj kieruje górnośląskimi strukturami tej partii i jako sekretarz stanu w Ministerstwie Gospodarki odpowiada za górnictwo, energetykę, ropę i gaz. Nie bez znaczenia jest też, że 27-letnia córka szefa GAT Karolina Kędracka, która dwa lata temu startowała w wyborach do Sejmu z listy PO w Bielsku-Białej, w 2007 r. odbyła staż w biurze ówczesnego przewodniczącego Parlamentu Europejskiego Jerzego Buzka. Były premier jest jednym z najbardziej wpływowych działaczy PO w województwie śląskim.
Ale czy dobre relacje z prominentnymi politykami partii władzy mogły sprawić, że piastujący już drugą kadencję godność prezesa GAT Kędracki uznał, że jest niezastąpiony i nie musi obawiać się opinii publicznej? Posłowie przysłuchujący się na posiedzeniu komisji skarbu państwa 21 stycznia 2010 r. opowieściom prezesa GAT o wymianie starych okien, przez które zimą do pomieszczeń zamku w Lesku wlatywały ptaki, mogli uwierzyć, że zapuszczona rezydencja magnacka zyskała w osobie dawnego radnego miejskiego Żywca prawdziwego męża opatrznościowego. Kędracki wszak, niczym Kazimierz Wielki, zastał zamek zrujnowany, a zostawi odbudowany. Niestety po 5 latach rządów w GAT obecnego prezesa przyszłość zamku w Lesku nie rysuje się wcale tak różowo jak mogłoby to wynikać ze stenogramów sejmowych komisji.
Proces reprywatyzacyjny przez następne 30 lat?
Jest to spowodowane tym, że w 2002 r. w księgach wieczystych prowadzonych dla zespołu zamkowo-parkowego w Lesku wpisano dwa ostrzeżenia o roszczeniach reprywatyzacyjnych spadkobierców ostatnich przedwojennych właścicieli zamku. Jedno dotyczy toczącego się postępowania administracyjnego  o stwierdzenie, że nieruchomość należąca wcześniej do Izabeli i Augusta Krasickich nie podpadała pod dekret PKWN z 6 września 1944 r. o przeprowadzeniu reformy rolnej. Drugie ostrzeżenie dotyczy prowadzonego przed Sądem Okręgowym w Krośnie postępowania cywilnego o uzgodnienie treści księgi wieczystej z rzeczywistym stanem prawnym i wpisanie spadkobierców Krasickich jako prawowitych właścicieli.
Prezes GAT Marcin Kędracki jednak wychodzi z założenia, „iż proces (o zwrot nieruchomości – przyp. wł.) będzie toczył się jeszcze przez 30 lat”. Oświadczenie takie wygłosił w Sejmie na posiedzeniu komisji skarbu powołując się na bliżej nieokreśloną opinię prawników. Przekonany o nieskuteczności Krasickich, którzy co najmniej 13 lat w kolejnych instancjach zabiegają o odzyskanie swego rodowego gniazda, Kędracki postanowił kuć żelazo póki gorące i zlecił opracowanie projektu wymagającego ogromnych jak na możliwości GAT nakładów w modernizację zamku w Lesku. Chodzi o przekształcenie dwugwiazdkowego pensjonatu w hotel pięciogwiazdkowy o luksusowym standardzie. Według źródła, które wolało pozostać anonimowe, koszt całości przewidywanych prac to rząd wielkości 20-25 mln zł.
Przygotowania do inwestycji odbywają się z zachowaniem poufności, co może być związane z obawą, iż ujawnienie zamiarów GAT naraziłoby władze spółki na zarzut niegospodarności z uwagi na spór o prawo własności zespołu zamkowo-parkowego w Lesku. Tezę tę zdaje się potwierdzać nadesłane nam oficjalne stanowisko prezesa Marcina Kędrackiego, który pytany o celowość procesu inwestycyjnego w sytuacji sporu z rodziną Krasickich, a także o to, czy występował o zgodę do konserwatora zabytków na realizację projektu przekształcenia zabytkowego obiektu w nowoczesny hotel o luksusowym standardzie, napisał, że „zarząd GAT nie planuje przebudowy zamku w Lesku i nie występował o taką zgodę”.
Luksus za cenę wyburzenia sklepień zamkowych
Z tej odpowiedzi, którą udało nam się w końcu wyegzekwować mimo wypowiedzianych przez telefon gróźb nasłania na nas „trzyliterowych instytucji” (ABW? CBA? CBŚ?-  przyp. wł.) za rzekome dręczenie prezesa GAT, prawdziwa jest tylko ostatnia część. To znaczy: zarząd GAT faktycznie nie występował do konserwatora zabytków o zgodę na przekształcenie i przebudowanie zamku w Lesku. Pewnie dlatego, że – jak poinformował nas kierownik Delegatury Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków Antoni Bosak – inwestor „pozwolenia konserwatorskiego na przebudowę i modernizację tego zabytkowego obiektu” by nie uzyskał „z uwagi na uzasadnione roszczenia spadkobierców”.
Z pisma Antoniego Bosaka wynika jednak, że GAT przedstawił konserwatorowi „do wglądu koncepcję funkcjonalną przebudowy zamku w Lesku”. Koncepcja opracowana w maju 2013 r. przez biuro architektoniczne arch. Łukasza Młynarskiego i arch. Michała Dąbka w Krakowie została skierowana przez konserwatora zabytków do Narodowego Instytutu Dziedzictwa (NID), którego oddział  terenowy w Rzeszowie zaopiniował projekt po przeprowadzeniu wizji lokalnej.  Powodem wystąpienia konserwatora o opinię podległego ministrowi kultury i dziedzictwa narodowego instytutu były pewne wątpliwości, które – jak stwierdził Antoni Bosak – „wzbudził zamiar zniszczenia sklepień na dwóch poziomach (zamku – przyp. wł.) w celu skomunikowania ich ze sobą windą” – Zajmowaliśmy się przygotowaniem fragmentarycznej przebudowy z uwzględnieniem elementów wartościowych ze względu na historię (…)  Pewne ingerencje w takich przypadkach zawsze są konieczne – broni swej koncepcji architekt Łukasz Młynarski, przekonując, że w obecnej formie zamek w Lesku nie może działać jako obiekt hotelowy o wysokim standardzie, jaki chciałby zaoferować swym klientom GAT.
Na przeszkodzie – jak wynika z pisma, które otrzymaliśmy od rzeczniczki Narodowego Instytutu Dziedzictwa Wioletty Łabudy-Iwaniak – stoją nie tylko względy funkcjonalne (brak dogodnej komunikacji pomiędzy piętrami – przyp. wł.), ale także konieczność dostosowania obiektu hotelowego do wymogów zawartych w przepisach przeciwpożarowych, sanitarnych i BHP. Działający na zamku leskim dwugwiazdkowy pensjonat, który prezes Związku Rodziny Hrabiów Krasickich Marek Krasicki niedawno nazwał w „Gazecie Wyborczej” podłą noclegownią, nie musi spełniać tak wysokich norm jak planowany przez GAT pięciogwiazdkowy hotel. Koncepcja projektowa przygotowana dla GAT przez zespół Młynarskiego i Dąbka przewiduje szereg działań, których realizacja pozwoli spełnić marzenia prezesa Marcina Kędrackiego o luksusowym obiekcie hotelowym w rodowej rezydencji odebranej przez komunistów Krasickim. Koncepcja krakowskich architektów zakłada bowiem budowę szybu windowego i klatki schodowej zlokalizowanych we wschodnim narożniku nowszej części głównego budynku zamkowego, na styku ze skrzydłem bocznym łączącym zamek z basteją.
Konserwator odkrywa usuwanie herbów Krasickich
Na decyzję kierownika delegatury Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków w Krośnie o skierowaniu przedstawionej przez GAT koncepcji przebudowy zamku w Lesku do zaopiniowania przez Narodowy Instytut Dziedzictwa miały zapewne wpływ nie zawsze dobre doświadczenia konserwatora zabytków z dotychczasowej współpracy z gospodarzem zabytkowego obiektu w zakresie jego ochrony i renowacji. Dość wspomnieć, że niedawno kontrola konserwatorska odkryła działania GAT, których efektem było samowolne usunięcie z zamku w Lesku elementów jego wystroju przypominających o historycznych związkach tej rezydencji z rodziną Krasickich. Kontrolerzy – o czym świadczą zgromadzone przez nas dokumenty – odkryli, że drzwi wejściowe do zamku zostały w 2013 r. wymienione na nowe, niezgodne z zatwierdzonym projektem architektonicznym i pozwoleniem wydanym przez konserwatora.
W odpowiedzi na tę samowolę konserwator Antoni Bosak 2 października 2013 r. nakazał GAT w terminie do końca ub. miesiąca wykonać zgodnie z projektem budowlanym i pozwoleniem konserwatorskim drzwi wejściowe do zamku. Polecił też zabezpieczyć i zachować oryginalne drzwi, do czego zobowiązywały GAT zatwierdzony projekt i decyzja wydana przez urząd ochrony zabytków. Zezwalała ona jedynie na konserwację, wymianę oraz rekonstrukcję stolarki okiennej i drzwiowej w elewacjach zewnętrznych zamku. „(…) dotychczasowe drzwi wejściowe prowadzące z podcienia do zamku miały zostać powielone co do rysunku, dekoracji oraz formy. Wymóg ten uzasadniony był niezaprzeczalną wartością istniejących drzwi zaopatrzonych w kute elementy metalowe oraz herby rodu Krasickich. Ich wartość historyczna i artystyczna domaga się ponadto, aby oryginalne drzwi pieczołowicie zabezpieczyć przed zniszczeniem” – czytamy w przywołanym dokumencie. Informacja o tym, że nowe drzwi zamkowe pozbawione są herbu Rogala, którym od wieków pieczętują się Krasiccy,  oburzyła przedstawicieli rodu  – Prezes GAT walczy z pozostałościami feudalizmu w Polsce. Chyba nie zauważył, że mamy rok 2013, a nie 1953 – komentuje Kacper Krasicki.
Narodowy Instytut Dziedzictwa czy Hotelarstwa?
Podkarpaccy konserwatorzy zabytków, z którymi rozmawialiśmy w ciągu ostatnich lat na temat zespołu zamkowo-parkowego w Lesku, nie ukrywają, że zarówno GAT, jak i władze samorządowe leskiej gminy, wpisanej do ksiąg wieczystych jako właściciel dawnego parku Krasickich, nie są łatwymi partnerami do współpracy w zakresie ochrony zabytkowego kompleksu. Jeśli dodamy do tego, że wojewódzki konserwator zabytków w Przemyślu Grażyna Stojak, obejmując 5 lat temu swój urząd, zastała przygotowane przez GAT plany przebudowy najstarszej, gotyckiej części leskiego zamku, na które nie wydała zgody zezwalając jedynie na tzw. remont zachowawczy, łatwiej będzie nam zrozumieć pełen rezerwy stosunek przedstawicieli urzędu ochrony zabytków wobec koncepcji urządzenia w dawnej rezydencji Krasickich ekskluzywnego hotelu. Tym bardziej, że ma się to dokonać niejako przy okazji szeroko zakrojonych prac remontowych nakładem wielu milionów złotych.
Ku wielkiemu zdziwieniu służb konserwatorskich – o czym dowiedzieliśmy się z nieoficjalnych źródeł – rzeszowski oddział Narodowego Instytutu Dziedzictwa zaakceptował przedstawioną przez GAT koncepcję przebudowy zabytkowego obiektu „pod warunkiem zminimalizowania zakresu wyburzeń sklepień”. Oznacza to jedynie tyle, że inwestor będzie musiał zachować część sklepień znajdujących się poza obrysem szybu windowego i schodów na obu kondygnacjach. W wydanej 9 lipca 2013 r. opinii dotyczącej możliwości realizacji inwestycji, polegającej na przebudowie systemu komunikacji pionowej łączącej wszystkie kondygnacje zamku w Lesku, Narodowy Instytut Dziedzictwa zasugerował GAT kilka innych możliwości rozwiązania nowego układu komunikacji pomiędzy piętrami zamku, np. budowę zewnętrznego szybu windowego. GAT może też wybrać budowę windy i klatki schodowej w południowo-zachodnim trakcie zamku bądź też w zrekonstruowanej baszcie „kwadratowej”.
- Z pozytywną opinią Narodowego Instytutu Dziedzictwa GAT może z optymizmem patrzeć w przyszłość. Jeśli nawet wojewódzki konserwator zabytków nie wyda decyzji z pozwoleniem  na przeprowadzenie remontu, w istocie oznaczającego przebudowę zamku w Lesku, GAT wcale nie musi składać broni – mówi doświadczony konserwator zabytków, któremu pokazaliśmy dokumenty dotyczące planowanej przebudowy dawnej rezydencji Krasickich. W ocenie naszego rozmówcy,  jeżeli GAT zdecyduje się walczyć w sądzie z urzędem ochrony zabytków, będzie miał duże szanse na zwycięstwo, gdyż sędzia oceniając sprawę na pewno uwzględni to, że obecny włodarz leskiego zamku jest wedle obecnego stanu prawnego jego właścicielem. Jednak na orzeczenie sądu największy wpływ może mieć to, że GAT otrzymał  zielone światło dla planu przekształcenia zamku w luksusowy hotel od instytutu, który jako eksperckie zaplecze ministra kultury realizuje zadanie wyznaczania i upowszechniania standardów ochrony i konserwacji zabytków.
Historycy sztuki, z którymi rozmawialiśmy, co do jednego byli zgodni: wydając opinię akceptującą warunkowo koncepcję przebudowy zamku w Lesku urzędnicy rzeszowskiego oddziału Narodowego Instytutu Dziedzictwa poszli na rękę zarządowi GAT. „Uprawnione roszczenia spadkobierców”,  o których przypomniał w swym piśmie konserwator zabytków Antoni Bosak z Krosna, dla urzędników  oddziału Narodowego Instytutu Dziedzictwa w Rzeszowie okazały się mniej ważne niż plany państwowej spółki i ambicje jej prezesa. Przeciwko  realizacji tych planów wystąpiła już rodzina Krasickich. Jej pełnomocnik mec. Roman Nowosielski (członek Trybunału Stanu w latach 2007-2011 z rekomendacji Platformy Obywatelskiej) w liście do ministra skarbu i starosty leskiego napisał, że spadkobiercy ostatnich przedwojennych właścicieli zespołu zamkowo-parkowego „stanowczo sprzeciwiają się przedkładaniu interesu ekonomicznego Skarbu Państwa nad idee polegające na ochronie dziedzictwa kulturowego, walorów historycznych zabytku, prawa rodziny Krasickich do zachowania historycznej siedziby rodu dla przyszłych pokoleń w takim kształcie, w jakim znajdowała się przez setki lat”.
Przerzucanie piłeczki pomiędzy ministrem skarbu i GAT
Jest wszak mało prawdopodobne, żeby protesty Krasickich przekonały ministra skarbu. Jego rzeczniczka Agnieszka Jabłońska-Twaróg pytana jak szef MSP Włodzimierz Karpiński ocenia plany przebudowy zamku w Lesku na luksusowy hotel pod kątem celowości i gospodarności środkami publicznymi w sytuacji, gdy przed organami administracyjnymi i sądowymi toczą się postępowania o zwrot nieruchomości spadkobiercom dawnych właścicieli stwierdziła, że „dokonywane przez zarząd (GAT – przyp. wł.) prace remontowe w obiekcie mają na celu umożliwienie wykonywania przez spółkę jej podstawowej działalności gospodarczej, czyli świadczenia usług turystycznych oraz są niezbędne dla zapewnienia bezpieczeństwa osobom przebywającym na terenie ośrodka”.
Czy oznacza to, że minister właściwy do spraw Skarbu Państwa, który reprezentuje w spółce GAT jedynego właściciela wniesionego do niej majątku, umywa ręce od odpowiedzialności za działania zarządu powołanego przez swych przedstawicieli w radzie nadzorczej? Jedno nie ulega wątpliwości: prawnicy MSP stoją na stanowisku, że „minister Skarbu Państwa nie jest stroną roszczeń reprywatyzacyjnych dotyczących zespołu zamkowo-parkowego w Lesku, których stronami są spółka GAT i miasto Lesko jako podmioty władające tym majątkiem”. Taki pogląd prezentuje oficjalny komunikat szefa MSP, nadesłany nam przez jego rzeczniczkę. Stoi to w całkowitej sprzeczności z oświadczeniami prezesa Marcina Kędrackiego, który na posiedzeniu sejmowej komisji Skarbu Państwa 21 stycznia 2010 r. odnosząc się do roszczeń rodziny Krasickich wobec nieruchomości w Lesku stwierdził, że „GAT nie jest stroną w tym sporze. Stroną tego postępowania jest Skarb Państwa”. Słowa te, wypowiedziane w obecności nadzorującej wówczas GAT podsekretarz stanu w MSP Joanny Schmid, powtórzył kilkakrotnie w rozmowie z nami w październiku 2013 r. Dla powagi Rzeczypospolitej, którą reprezentuje minister skarbu, byłoby jednak lepiej, gdyby MSP uzgodniło z prezesem GAT spójną i jednoznaczną wykładnię prawa w sprawie sporu z Krasickimi.
Administracyjno-sądowa bitwa bez końca
Zwłaszcza, że na wspomnianym posiedzeniu sejmowej komisji skarbu państwa podsekretarz stanu w MSP Joanna Schmid powołując się na decyzję ministra rolnictwa i rozwoju wsi (z 30 września 2009 r. – przyp. wł.) stwierdzającą, że zespół zamkowo-parkowy w Lesku nie podlegał dekretowi PKWN o reformie rolnej, wyraziła przekonanie, że „spółka będzie musiała oddać tę nieruchomość”.  Wiceminister Schmid zastrzegła wówczas, że otwarta pozostaje kwestia orzeczenia sądu. Jej słowa dotyczyły skargi, którą do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie (WSA) wniosły GAT i samorząd gminy w Lesku domagając się uchylenia w całości decyzji ministra rolnictwa i rozwoju wsi. Skarga nie została jednak rozpatrzona ze względu na śmierć części spadkobierców ostatnich właścicieli nieruchomości,  co zmusiło sąd do zawieszenia postępowania z uwagi na konieczność ustalenia następców prawnych zmarłych.  WSA postanowił zawiesić postępowanie 11 czerwca 2010 r.
Od tamtego czasu w trwającej już drugą dekadę batalii pomiędzy Krasickimi a zjednoczonymi siłami GAT i gminy Lesko (dyrektor pensjonatu „Zamek” Mirosława Sołtysik w dniu 2 listopada 2009 r. została powołana do rady nadzorczej Leskiego Przedsiębiorstwa Komunalnego,  spółki należącej w 100 proc. do gminy Lesko) miały miejsce kolejne zwroty akcji, korzystne na przemian dla jednej i drugiej strony sporu, którego końca nie widać. Po tym jak 17 lipca br. wojewoda podkarpacki po raz kolejny uznał, że nieruchomość Krasickich w Lesku nie podpadała pod przepisy dekretu PKWN z 6 września 1944 r. o przeprowadzeniu reformy rolnej, GAT i gmina Lesko zaskarżyły tę decyzję do ministra rolnictwa, prezes Marcin Kędracki zapowiedział, że jeśli skarga nie zostanie uwzględniona, spółka odwoła się do WSA, a jeżeli zajdzie taka potrzeba, to i do Naczelnego Sądu Administracyjnego.
Kilka lat temu WSA w Warszawie uchylił wcześniejszą decyzję administracyjną  w dwóch instancjach (wojewody podkarpackiego z 31 maja 2001 r. oraz ministra rolnictwa i rozwoju wsi z 22 czerwca 2007 r.) stwierdzającą, że wobec leskiej nieruchomości Krasickich miały zastosowanie przepisy dekretu o reformie rolnej. Jakie stanowisko zajmie tym razem sąd administracyjny, jeśli przyjdzie mu po raz kolejny zbadać budzącą kontrowersje sprawę, nie wiadomo. Najbardziej zdumiewające jest, że w sprawozdaniu finansowym GAT za okres od 1 maja 2011 r. do 30 kwietnia 2012 r. biegły rewident odnotował, iż „na dzień bilansowy nie da się ocenić skutków toczącego się postępowania sądowego (w sprawie zamku w Lesku – przyp. wł.), w związku z tym nie utworzono rezerw na pokrycie ewentualnych zobowiązań, które mogą powstać w razie niekorzystnego wyroku dla spółki”. To sygnał, że zarząd GAT w ogóle nie liczy się z ewentualną koniecznością zwrotu nieruchomości Krasickim. Zadufanie czy lekkomyślność?
Desperacki list
O dawnym zamku Krasickich zrobiło się głośno w sierpniu br., kiedy spadkobiercy ostatnich przedwojennych właścicieli nieruchomości zwrócili się publicznie do mieszkańców Leska i regionu bieszczadzkiego o wsparcie ich w dążeniach do odzyskania rodowego gniazda. W liście otwartym podpisanym przez Marka Krasickiego, prezesa Związku Rodziny Hrabiów z Siecina Krasickich, znalazł się apel do leszczan o pomoc w przekonaniu leskiego samorządu, by ten zamiast utrudniać wspomógł proces odzyskiwania rodzinnego domu przez zasłużoną dla ojczyzny rodzinę (pierwszy pan na Lesku z tego rodu Ksawery Krasicki był adiutantem naczelnika Tadeusza Kościuszki, jego potomek Edmud Krasicki walczył w powstaniu listopadowym i przyjaźnił się z poetą Wincentym Polem, autorem przebudowy leskiego zamku w duchu późnego klasycyzmu, natomiast ostatni właściciel dóbr leskich August Krasicki służył w Legionach Polskich Józefa Piłsudskiego i podczas wojny polsko-bolszewickiej).
Apel rodziny Krasickich do społeczności lokalnej, wyraźnie obliczony na wywarcie wpływu na władze samorządowe, żeby te wycofały z ministerstwa rolnictwa skargę na korzystną dla  spadkobierców dawnych właścicieli zamku decyzję wojewody podkarpackiego, okazał się bezskuteczny. Krasiccy, czemu zresztą dali wyraz w swym liście, przypuszczają, że za nieprzejednaną postawą samorządu Leska nie stoi wcale troska o zlokalizowany w parku środowiskowy dom samopomocy czy amfiteatr, lecz zastrzeżenia przedstawicieli rodu wobec sondowanych kilka lat temu nieoficjalnie przez urzędników planów przekształcenia obszaru parku na grunty inwestycyjne przeznaczone pod sprzedaż –  Nie wiem, skąd to podejrzenie, nigdy nie mieliśmy takich planów wobec parku – oburzała się latem w rozmowie z regionalnym portalem www.nowiny24.pl zastępca burmistrz Leska Barbara Krasulak.
Bezspornym faktem jest, że spadkobierców dawnych właścicieli zespołu parkowo-zamkowego w Lesku dotknęła do żywego wypowiedź burmistrz Barbary Jankiewicz, która w wywiadzie dla TVP powołała się na zagadkową rozmowę telefoniczną sprzed trzech lat z osobą przedstawiającą się ponoć jako „Krasicka z Warszawy”. Miała ona zapewnić panią burmistrz, że „ich (Krasickich – przyp. wł.) nie interesują ani park ani zamek i chcą (oni – przyp. wł.), żeby gmina odkupiła (roszczenia do nieruchomości – przyp. wł.) od nich za parę milionów, bo im są potrzebne pieniądze dla dzieci i wnuków”. Burmistrz Jankiewicz pytana przez nas o bliższe dane jej rozmówczyni napisała „Nie mam powodu wątpić, w to, że osobą tą był ktoś z rodziny (Krasickich – przyp. wł.), chociaż nie mogę tego potwierdzić”  – Bulwersująca wypowiedź burmistrz Leska to kolejna odsłona w prowadzonej przeciwko naszej rodzinie brudnej wojnie, której częścią było oszczercze pomówienie Augusta Krasickiego przez samorządowy portal www.lesko.pl o wywiezienie w 1944 r. przy pomocy hitlerowskich Niemców wagonami kolejowymi zbiorów zamkowych – mówi prawnuk ostatniego przedwojennego właściciela nieruchomości Kacper Krasicki. Jego zdaniem samorząd leski celowo podsyca napięcie wokół sporu o nieruchomości zabrane przez komunistów Krasickim, żeby poprzez wywołanie atmosfery nieprzychylnej rodzinie dawnych właścicieli zespołu zamkowo-parkowego wpłynąć na opinię publiczną, a za jej pośrednictwem na organy administracyjne i sądy.
O wpływ na opinię publiczną i postawę władz zabiega energicznie prezes GAT Marcin Kędracki, który jesienią br. w „Gazecie Wyborczej” kategorycznie rozstrzygnął wątpliwości prawne analizowane od końca lipca br. w ramach postępowania administracyjnego przez ministra rolnictwa – Twierdzenie, że zamek nie był częścią majątku rolnego i dlatego nie powinien podlegać reformie rolnej, że był tylko rodową siedzibą, to bzdura. Z czego go utrzymywano? Z majątku ziemskiego. Zamek był siedzibą firmy, stąd zarządzano majątkiem – grzmiał Kędracki zastrzegając, że nie ma nic przeciwko Krasickim, którzy przecież będąc gośćmi na zamku „dostawali w pensjonacie godziwe rabaty”. Prezes GAT nie wspomina nic o tym, że Krasiccy byli właścicielami zlokalizowanego w okolicy Leska majątku leśnego, którego  nie dotyczył dekret PKWN o reformie rolnej
Próba paserskiej prywatyzacji majątku zabranego przez komunistów
Niewykluczone, że zanim dojdzie do ewentualnego rozstrzygnięcia sporu o nieruchomości w Lesku na drodze administracyjno-sądowej, dawny zamek Krasickich z prawem wieczystego użytkowania dwóch hektarów gruntu zostaną wystawione na sprzedaż wraz z roszczeniami arystokratycznej rodziny. O tym, że taki wariant nie jest wykluczony świadczyć może podjęta w czasie pierwszej kadencji rządów koalicji PO-PSL próba prywatyzacji GAT, za którą opowiadał się przed posłami prezes Marcin Kędracki mówiąc, że „musimy się z tym „pasztetem” uporać, utrzymać, reanimować i dowieźć do mety (sprzedając prywatnemu inwestorowi – przyp. wł.).
Niewiele brakowało, żeby Skarb Państwa w 2010 r. zachował się jak paser sprzedając Gliwicką Agencję Turystyczną razem z roszczeniami spadkobierców ostatnich przedwojennych właścicieli zespołu zamkowo-parkowego w Lesku. W maju 2009 r. ówczesny minister skarbu Aleksander Grad podjął decyzję o zbyciu 100 proc. akcji GAT na aukcji publicznej. Wynikała ona z przyjętego przez Radę Ministrów 26 września 2008 r. dokumentu  pt. ˝Kierunki rozwoju turystyki do 2015 r.˝ i rządowego planu prywatyzacji aktywów Skarbu Państwa w latach 2008-2011. Podstawą prawną była nowelizacja ustawy o komercjalizacji i prywatyzacji przedsiębiorstw, która umożliwiła sprzedaż całych pakietów akcji Skarbu Państwa. Pytany przez nas jesienią 2009 r. o uzasadnienie decyzji dotyczącej prywatyzacji GAT minister Grad odpowiedział: „Wychodząc naprzeciw oczekiwaniom inwestorów, o których wyjątkowo należy zabiegać w czasie zawirowań na rynkach, stworzyliśmy mechanizm maksymalnie ułatwiający udział w prywatyzacji, którym są aukcje publiczne (…) Prywatyzacja poprzez aukcje jest najbardziej przejrzystą transakcją, jaką można sobie wyobrazić” .
Ze skąpych informacji nadesłanych nam 4 lata temu przez rzecznika MSP wynika, że pierwotnie szef resortu skarbu planował przeprowadzić prywatyzację GAT w innej formie niż aukcja publiczna. Po konsultacji z doradcą prywatyzacyjnym (konsorcjum warszawskich firm BAA Polska Sp. z o.o. i Professio Kancelaria Prawnicza Kamiński Spółka Komandytowa i kancelaria adwokacka związanego z SLD prawnika Krzysztofa Czeszejko-Sochackiego) postanowił zmienić tryb prywatyzacji i zaktualizować wycenę wartości spółki z sierpnia 2008 r.  Z zachowanego zaproszenia do udziału w aukcji wiadomo, że wartość wywoławcza spółki GAT ustalona została na poziomie 95,2 mln zł, zaś minimalna wartość postąpienia zgłaszanego poprzez podniesienie tabliczki zgłoszeniowej miała wynosić 480 tys. zł. W przypadku niezgłaszania przez uczestników aukcji postąpień kolejne wywołania najwyższej ceny miały następować w odstępach 2 minut. Ostatecznie aukcja, której termin przełożono z 18 stycznia na 10 czerwca 2010 r. została – jak czytamy w lakonicznym komunikacie MSP opublikowanym kilkadziesiąt godzin przed jej rozpoczęciem – odwołana „z uwagi na brak zgłoszeń”. Na potencjalnych inwestorów jak zimny prysznic mógł podziałać fragment projektu umowy sprzedaży akcji GAT, mówiący o tym, że „kupujący został poinformowany w szczególności o roszczeniach do nieruchomości w Lesku, zgłoszonych przez spadkobierców byłych właścicieli”.
Nierentowne składniki majątku na sprzedaż
Do pomysłu przeprowadzenia aukcji publicznej 100 proc. akcji GAT, wstrzymanej „za pięć dwunasta” w 2010 r.,  MSP już nie wracało. Korzyść z takiego biegu spraw odnieśli tylko doradcy ministra skarbu – prywatne firmy, które otrzymały wynagrodzenie za przygotowanie memorandum informacyjnego Gliwickiej Agencji Turystycznej i wycenę wartości spółki.  Pytana o przyczynę rezygnacji z planów zbycia GAT, rzeczniczka ministerstwa Agnieszka Jabłońska-Twaróg napisała, że „prywatyzacja spółki została wstrzymana z uwagi na konieczność przeprowadzenia działań w obszarze restrukturyzacji majątkowej”.  Wyjaśniła, że oznacza to zbywanie nierentownych składników majątku trwałego GAT. W ramach restrukturyzacji spółka sprzedała pięć ośrodków: kompleks basenowo-rekreacyjny w Gliwicach, Zajazd „Pod Dębem” w Rudach, Gościniec „Ślązak” w Zabrzu, a także ośrodki narciarskie w Szczyrku („Czyrna-Solisko”) i Korbielowie („Pilsko”). Według rzeczniczki MSP, zarząd GAT podpisał też umowę przedwstępną sprzedaży Ośrodka Wypoczynkowo-Żeglarskiego „Ryn” w Rynie.
Do majątku GAT zalicza się dziesięć ośrodków wypoczynkowych, które są zlokalizowane w różnych zakątkach Polski. Czy pensjonat „Zamek”, mający siedzibę w dawnej rezydencji Krasickich, należy do nierentownych składników majątku, a jeżeli nie, to jaka jest jego rentowność i jaki wynik finansowy osiągnął w ciągu ostatnich kilku lat? Prezes GAT Marcin Kędracki odmówił odpowiedzi na te pytania twierdząc, że stanowią one tajemnicę handlową spółki (z innego fragmentu jego wypowiedzi wynika, że „Zamek” nie może być rentowny, ponieważ zarząd spółki postanowił zamknąć pensjonat na czas prowadzonego remontu od 1 listopada 2012 r. do 30 kwietnia 2013 r.). Oświadczył też, że chociaż „na obecnym etapie (wypowiedź z października ub.r.) nie przewiduje się sprzedaży przedmiotowego ośrodka (pensjonatu „Zamek” – przyp. wł.), w końcowym etapie prywatyzacji całej spółki ośrodek będzie sprywatyzowany”. Według prezesa Kędrackiego, „roszczenia reprywatyzacyjne nie powinny mieć wpływu na sprzedaż pensjonatu „Zamek” stanowiącego własność spółki (GAT – przyp. wł.). Jedyną przeszkodą ewentualnej sprzedaży bądź dzierżawy jakiegokolwiek składnika majątku Gliwickiej Agencji Turystycznej S.A. może być brak zgody właściciela akcji spółki, tj. Skarbu Państwa”. Dla pełnego obrazu sytuacji dodajmy, że – jak poinformowała nas rzeczniczka szefa MSP Agnieszka Jabłońska-Twaróg – „minister Skarbu Państwa nie posiada kompetencji do oceny roszczeń reprywatyzacyjnych będących przedmiotem postępowań toczących się przed  właściwymi organami administracji państwowej”.  W tym miejscu wypada postawić fundamentalne pytanie: czy takie stanowisko ministra reprezentującego państwowego właściciela spółki oznacza swoiście pojmowany leseferyzm i „zielone światło” dla zarządu GAT na wypadek, gdyby postanowił sprzedać sporny zamek w Lesku wraz z prawem wieczystego użytkowania dwuhektarowej działki po zrealizowaniu projektu urządzenia w dawnej rezydencji Krasickich pięciogwiazdkowego hotelu?
W sprawozdaniu finansowym GAT za okres od 1 maja 2011 r. do 30 kwietnia 2012 r. zaintrygował nas ustęp mówiący, że „z uwagi na wysoką stratę na sprzedaży z działalności podstawowej istotnym jest przyspieszenie realizacji uchwał Walnego Zgromadzenia z dnia 27 lutego 2012 r. w zakresie zbycia zorganizowanych części przedsiębiorstwa (ośrodków nierentownych), co powinno wzmocnić kondycję finansową firmy i poprawić jej rentowność w ostatnich okresach”. Trudno wręcz oprzeć się wrażeniu, że zakończenie konfliktu o zamek w Lesku, w styczniu 2010 r. nazwane przez ówczesną wiceminister skarbu Joannę Schmid jednym z najważniejszych działań stojących przed GAT, nie leży władzom tej firmy szczególnie na sercu, mimo że państwo polskie – jak odczytać można „między wierszami” wypowiedzi jego uprawomocnionych przedstawicieli -  przekazało prezesowi Kędrackiemu nie tylko klucze do zamku, ale także carte blanche na znalezienie wyjścia z błędnego koła, jakie zapoczątkowało wniesienie dawnej rezydencji Krasickich do majątku spółki z Gliwic.
Zamek jak śmierdzące jajo
Jaki zatem scenariusz spełni się w przypadku malowniczej rezydencji położonej nad Sanem? Czy za parę lat dojdzie do likwidacji przynoszącej straty spółki GAT i zamek w Lesku mieszczący luksusowy hotel jakiś inwestor odkupi od likwidatora tak jak niegdyś dzisiejszy prezes Marcin Kędracki razem z innym przedsiębiorcą kupił majątek po zlikwidowanych Zakładach Garbarskich Bestan w Żywcu? Czy nabywcą będzie jedna ze spółek grupy Linter z Wolbromia, której spółka zależna CTE latem ub.r. kupiła od GAT za 10,7 mln zł Ośrodek Narciarski „Pilsko” w Korbielowie (po tej transakcji córka prezesa Kędrackiego została powołana do rady Fundacji Na Rzecz Harmonijnego Współistnienia Człowieka i Przyrody w Beskidach wespół z dwoma przedstawicielami grupy kapitałowej kupca ośrodka „Pilsko”; przedmiot działalności fundacji obejmuje m.in. prowadzenie hoteli  i obiektów sportowych,  zaś sponsorem organizowanych przez nią imprez są firmy kontrolowane przez Leszka Łazarczyka, właściciela grupy Linter)?
A może w grę wchodzi zgoła inne rozwiązanie i planowana przez GAT od dawna przebudowa zamku w Lesku na pięciogwiazdkowy hotel to zwyczajna wojna psychologiczna z Krasickimi, których państwowa spółka chce w ten sposób zmusić do zapłacenia odstępnego za cenę uznania roszczeń ich rodziny do nieruchomości. Prezes Kędracki przecież odgrażał się w „Gazecie Wyborczej”, iż Krasiccy „nie mogą oczekiwać, że oddamy im zamek bez walki”. Podczas pierwszej rozmowy telefonicznej z nami jesienią 2012 r. zakwestionował wręcz finansową i psychiczną (sic! – przyp. wł.) gotowość rodziny dawnych właścicieli na przejęcie zabranej im przez komunistów nieruchomości, której wartość rynkową szacują oni na 5-6 mln zł.
Czy zachowanie prezesa GAT oznacza, że Krasickim pozostało jedynie modlić się o cud ufając, że znajdzie się wreszcie ktoś z kim Marcin Kędracki będzie musiał się liczyć i kto wpłynie na zmianę jego nastawienia do roszczeń potomków dawnych właścicieli nieruchomości w Lesku? Jeśli rodzina Krasickich liczyła na to, że po tym jak publicznie wypowiedziały się wszystkie strony sporu o zespół zamkowo-parkowy w Lesku, głos jako lokalny autorytet moralny zabierze proboszcz parafii rzymsko-katolickiej pod wezwaniem Nawiedzenia Najświętszej Marii Panny, nadzieja ta okazała się płonna. Milczenie księdza prałata Mieczysława Bąka to jedyny jego komentarz do kwestii, której poruszenia leski duszpasterz obawia się niczym śmierdzącego jaja. Można jedynie zgadywać, o czym myśli, ilekroć odprawiając nabożeństwo spogląda na pustą od czasu wojny ławę kolatorów miejscowej parafii, którymi od XVIII wieku byli Krasiccy.
Stalingrad Skarbu Państwa?
Z drugiej strony czego oczekiwać od proboszcza z głębokiego interioru podkarpackiego, skoro większego zaangażowania w sprawie reprywatyzacji nie wykazał nawet prezydent Bronisław Komorowski, mimo że na mocy Konstytucji RP przysługuje mu inicjatywa legislacyjna, a sekretarz stanu w jego kancelarii Krzysztof H. Łaszkiewicz był wcześniej autorem i współautorem projektów ustaw o reprywatyzacji i rekompensatach. Nie jest też tajemnicą, że przedstawiciele organizacji zrzeszających potomków wywłaszczonych przez komunistów ziemian są głęboko rozczarowani postawą głowy państwa. Nie mogą zrozumieć dlaczego Bronisław Komorowski, który nosi sygnet herbowy na palcu i niczym dawny obywatel ziemski poluje, poprzestał na zapewnieniu, że jeśli zostanie uchwalona ustawa reprywatyzacyjna, on jako prezydent Rzeczypospolitej nie będzie się wahał ją podpisać.
Od tej deklaracji, wygłoszonej w rozmowie z Barbarą Czajkowską w TVP, minęło ponad dwa i pół roku. Krasiccy mogą jedynie pomarzyć o urządzeniu w swym rodowym gnieździe wyśnionego muzeum regionalnego czy centrum społeczno-kulturalnego, które miałoby służyć rozwijaniu dialogu polsko-ukraińskiego. Platforma Obywatelska, postrzegana niegdyś jako partia liberalna i zarazem centroprawicowa, czyli szanująca prawo własności prywatnej, rządzi już kolejną kadencję i nadal nie przygotowała żadnego projektu kompleksowo rozwiązującego problem reprywatyzacji, ani poselskiego ani rządowego. Bronisław Komorowski prędzej więc doczeka się zbawienia niż ustawy, której brak określił mianem hańby Polski. Podczas gdy kwestie zwrotu majątków odebranych dawnym właścicielom przez władze Polski Ludowej nadal będą rozstrzygane w ciągnących się latami procesach sądowych, GAT w leskim zamku może bronić się przed Krasickimi jak Wehrmacht oblegany w kotle Stalingradu przez Armię Czerwoną.
autor: Jarosław Jakimczyk


Czytaj dalej...

CBŚ zatrzymało handlarzy narkotyków z powiatu sanockiego, leskiego i bieszczadzkiego (FILM, ZDJĘCIA)

04 grudnia 2013

LESKO / PODKARPACIE. Siedmiu członków zorganizowanej grupy przestępczej zatrzymali policjanci Centralnego Biura Śledczego. Zatrzymani zajmowali się handlem narkotykami. W grupie są aktywni pseudokibice Sanovii Lesko, jest też funkcjonariusz Służby Więziennej. W zatrzymaniach brali udział policyjni antyterroryści.
Policjanci Centralnego Biura Śledczego Komendy Głównej Policji przy wsparciu policjantów z Samodzielnego Pododdziału Antyterrorystycznego Policji w Rzeszowie rozbili zorganizowaną grupę przestępczą wywodzącą się ze środowiska pseudokibiców piłkarskich. Grupa działała w powiatach leskim, bieszczadzkim i sanockim. Mężczyźni, którzy ją tworzyli, zajmowali się rozprowadzaniem narkotyków w znacznych ilościach. Handlowali amfetaminą, marihuaną i MDMA.
W ostatnich dniach funkcjonariusze Zarządu w Rzeszowie Centralnego Biura Śledczego KGP zatrzymali jednocześnie 7 członków grupy przestępczej. Policjanci przeszukali w sumie 11 obiektów. Efektem przeszukań było odnalezienie i zabezpieczenie narkotyków i gotówki w kwocie ok. 30 tysięcy złotych. Pieniądze pochodzą z handlu narkotykami.



Czytaj dalej...