Nowiny piszą..... 26 stycznia 2010

30 grudnia 2013

Uzyskanie dofinansowania na budowę kanalizacji we wsiach, przebudowę dróg oraz na planowany kompleks sportowo-rekreacyjny w Lesku – to według burmistrz Barbary Jankiewicz sukcesy osiągnięte za jej rządów. Ale nie brakuje głosów przeciwnych.
Burmistrz Leska Barbara Jankiewicz. Zawsze elegancka i zawsze trudno dostępna dla mediów.
Burmistrz Leska Barbara Jankiewicz. Zawsze elegancka i zawsze trudno dostępna dla mediów. (fot. Fot. Krzysztof Potaczała)

Czym zasłużyła się, a czym podpadła mieszkańcom pani burmistrz? –Rzeczywiście na plus trzeba zaliczyć budowę kanalizacji – mówi pragnący zachować anonimowość mieszkaniec Leska. I jest to jedyna rzecz, która jakoś udaje się pani Jankiewicz. Oprócz tego, że robi wokół siebie wielki szum.

Według naszego rozmówcy, planowany kompleks sportowo-rekreacyjny to porywanie się z motyką na słońce. – Burmistrz chwali się, że uzyskała część dofinansowania, ale już nie dodaje, że jest to niespełna 10 procent wartości inwestycji. Bo ten kompleks ma pochłonąć około 30 mln zł, a udało się pozyskać z zewnątrz tylko 3 mln zł.

Z rozmów z lesczanami wynika, że fajnie byłoby mieć w mieście baseny, gejzery, korty i inne atrakcje, ale w obecnej sytuacji Leska na to nie stać. Można by się zastanowić nad taką inwestycją, gdyby była pewność uzyskania 60, a najlepiej 75 procent środków. W przeciwnym wypadku – nie. Jednak Barbara Jankiewicz jest optymistką i twierdzi, że taki kompleks sportowo-rekreacyjny uda się wybudować. Ma to być wielka szansa na rozwój turystyczny Leska, obecnie pozbawionego nawet średniej klasy infrastruktury wypoczynkowej.
Bolączką są w Lesku mieszkania. Co prawda powstał blok dla kilkudziesięciu rodzin wybudowany w systemie deweloperskim, ale od dawna brakuje lokali socjalnych. Nie wiadomo na przykład, co zrobić z lokatorami znajdującego się w fatalnym stanie technicznym budynku przy ulicy Bieszczadzkiej 4. Fakt, niektórzy zalegają z czynszami, niektórzy nie dbają o porządek, ale ważniejsze jest bezpieczeństwo ludzi.

– Od razu nowego budynku nie wybudujemy, choć o tym myślimy, ale staramy się na bieżąco poprawiać jakość istniejącego – mówi Stanisław Tabisz, przewodniczący Rady Miejskiej w Lesku. – Chodzi m.in. o bezpieczeństwo przeciwpożarowe wiążące się z wymianą zniszczonej instalacji elektrycznej.
Przewodniczący Tabisz jest zdania, że obecna kadencja gminnego samorządu przebiega sprawnie. Porażek raczej nie dostrzega (oprócz zbyt późnego przekształcenia Administracji Budynków Komunalnych i Wodociągów w spółkę). –Sporo pieniędzy pochłonęły wydatki inwestycyjne (ponad 25 procent), uzyskaliśmy ponad 15 mln zł z funduszy unijnych i krajowych, więc nie jest źle – podkreśla.

Burmistrz Jankiewicz ma oparcie nie tylko w przewodniczącym Tabiszu, ale i w całej radzie. – I to jest najgorsze, co może być, bo na sesjach panuje sielankowa atmosfera, a brakuje twórczej dyskusji, ścierania się poglądów i merytorycznych racji – twierdzą nasi rozmówcy z Leska. – Efekt jest taki, że każda propozycja, każda uchwała przechodzą bez problemów, a przecież nie każdy pomysł zarządu miasta jest dobry.
Barbara Jankiewicz ma swoją medialną tubę. Jest nim samorządowy miesięcznik "Echo Bieszczadów” Przeciwwagą ma się stać niedawno powstały serwis internetowy (nazywany też blogiem) "Lesko bez cenzury”. – Ma coraz więcej zwolenników, bo coraz częściej informuje o sprawach, o których przeciętny mieszkaniec Leska nie dowie się ani z samorządowego czasopisma, ani w urzędzie – twierdzą rozmówcy w grodzie nad Sanem.

Chcieliśmy poinformować naszych czytelników o szczegółach budżetu Leska porównując rok 2009 i plany na 2010, o liczbie podmiotów gospodarczych w ostatnich kilku latach, poziomie finansowania kultury, rekreacji i sportu, wysokości dochodów własnych w 2009 i planowanych w 2010 oraz paru innych rzeczach. Wysłaliśmy e-maila z pytaniami, potem jeszcze dwukrotnie telefonicznie prosiliśmy o odpowiedź podkreślając, jak ważne są to informacje dla Czytelników i jednocześnie wyborców.

Nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
Lesko w liczbach

Zadłużenie gminy na koniec 2009 r. – 8.919.274 zł. Dla porównania na koniec 2006 r. wyniosło 7.444.316 zł.
Planowane dochody w 2009 r – 37.576.811zł. Planowane wydatki w 2009 r. – 49.488.735 zł.
Poziom edukacji: 1 przedszkole, 1 szkoła podstawowa, 1 gimnazjum, 4 szkoły średnie.
Liczba ludności: ok. 6 tysięcy
Stopa bezrobocia ( w powiecie leskim) : 23,2 proc.



Czytaj dalej...

ZDROWYCH I WESOŁYCH ŚWIĄT I SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU ŻYCZY LESKO BEZ CENZURY

21 grudnia 2013



Czytaj dalej...

Awantura w bursie szkolnej. Pijani 17-latkowie odpowiedzą przed sądem

12 grudnia 2013

LESKO / PODKARPACIE. Dwaj 17-latkowie, którzy wczorajszego wieczoru wszczęli awanturę w bursie szkolnej w Lesku, odpowiedzą przed sądem rodzinnym. Jak ustalili policjanci, obydwaj chłopcy byli pijani. Jeden miał 0,79 a drugi 1,42 promila alkoholu w organizmie.






http://esanok.pl/2013/awantura-w-bursie-szkolnej-pijani-17-latkowie-odpowiedza-przed-sadem-ij009.html


Rozpoczynamy dyskusję na temat oświaty w Lesku. Prosimy o merytoryczne głosy.

Czytaj dalej...

Reprywatyzacyjna kwadratura koła

10 grudnia 2013













Kmiter_Burg1


Gliwicka Agencja Turystyczna dąży do stworzenia luksusowego hotelu na zamku w Lesku, o którego zwrot walczą spadkobiercy przedwojennych właścicieli. Należąca do Skarbu Państwa spółka inwestuje miliony złotych mimo obciążenia hipoteki zamku roszczeniami reprywatyzacyjnymi i  decyzji wojewody, który uznał, że wpisany do rejestru zabytków obiekt nie podlegał dekretowi PKWN o reformie rolnej.

*
Renesansowy humanista Erazm z Rotterdamu, który miał ponoć dedykować niektóre ze swych pism budowniczemu zamku w Lesku Piotrowi Kmicie, optymistycznie zakładał, że człowiek jest dobry z natury, zaś zło bierze się z nieuctwa. Czy autor „Pochwały głupoty” nie zrewidowałby swego poglądu, gdyby wiedział  jak z dawną rezydencją kolekcjonera jego dzieł poczyna sobie jej dzisiejszy włodarz, którym w 1994 r. w wyniku restrukturyzacji Gliwickiej Spółki Węglowej stała się Gliwicka Agencja Turystyczna (GAT)? W tej należącej w 100 proc. do Skarbu Państwa spółce, zgodnie ze zwyczajem i tradycją III Rzeczypospolitej, menedżerowie tracą posady, ilekroć po wyborach parlamentarnych zmienia się władza w kraju. Tak było po zwycięskich elekcjach SLD, PiS, PO (formalnym powodem ostatniej zmiany całego zarządu był upływ jego kadencji 23 sierpnia 2008 r. – przyp. wł.)  i nic nie wskazuje na to, żeby tradycji tej nie miało stać się zadość po dymisji gabinetu Donalda Tuska, która wszak kiedyś musi nastąpić.
Działacz partyjny panem na zamku
Obecny prezes GAT stoi na czele koła PO w Żywcu, a w latach 2006-2010 był wicemarszałkiem sejmiku województwa śląskiego. Marcin Kędracki, bo o nim mowa, ma opinię osoby cieszącej się poparciem posła Tomasza Tomczykiewicza, który w poprzedniej kadencji Sejmu był szefem klubu parlamentarnego PO, a dzisiaj kieruje górnośląskimi strukturami tej partii i jako sekretarz stanu w Ministerstwie Gospodarki odpowiada za górnictwo, energetykę, ropę i gaz. Nie bez znaczenia jest też, że 27-letnia córka szefa GAT Karolina Kędracka, która dwa lata temu startowała w wyborach do Sejmu z listy PO w Bielsku-Białej, w 2007 r. odbyła staż w biurze ówczesnego przewodniczącego Parlamentu Europejskiego Jerzego Buzka. Były premier jest jednym z najbardziej wpływowych działaczy PO w województwie śląskim.
Ale czy dobre relacje z prominentnymi politykami partii władzy mogły sprawić, że piastujący już drugą kadencję godność prezesa GAT Kędracki uznał, że jest niezastąpiony i nie musi obawiać się opinii publicznej? Posłowie przysłuchujący się na posiedzeniu komisji skarbu państwa 21 stycznia 2010 r. opowieściom prezesa GAT o wymianie starych okien, przez które zimą do pomieszczeń zamku w Lesku wlatywały ptaki, mogli uwierzyć, że zapuszczona rezydencja magnacka zyskała w osobie dawnego radnego miejskiego Żywca prawdziwego męża opatrznościowego. Kędracki wszak, niczym Kazimierz Wielki, zastał zamek zrujnowany, a zostawi odbudowany. Niestety po 5 latach rządów w GAT obecnego prezesa przyszłość zamku w Lesku nie rysuje się wcale tak różowo jak mogłoby to wynikać ze stenogramów sejmowych komisji.
Proces reprywatyzacyjny przez następne 30 lat?
Jest to spowodowane tym, że w 2002 r. w księgach wieczystych prowadzonych dla zespołu zamkowo-parkowego w Lesku wpisano dwa ostrzeżenia o roszczeniach reprywatyzacyjnych spadkobierców ostatnich przedwojennych właścicieli zamku. Jedno dotyczy toczącego się postępowania administracyjnego  o stwierdzenie, że nieruchomość należąca wcześniej do Izabeli i Augusta Krasickich nie podpadała pod dekret PKWN z 6 września 1944 r. o przeprowadzeniu reformy rolnej. Drugie ostrzeżenie dotyczy prowadzonego przed Sądem Okręgowym w Krośnie postępowania cywilnego o uzgodnienie treści księgi wieczystej z rzeczywistym stanem prawnym i wpisanie spadkobierców Krasickich jako prawowitych właścicieli.
Prezes GAT Marcin Kędracki jednak wychodzi z założenia, „iż proces (o zwrot nieruchomości – przyp. wł.) będzie toczył się jeszcze przez 30 lat”. Oświadczenie takie wygłosił w Sejmie na posiedzeniu komisji skarbu powołując się na bliżej nieokreśloną opinię prawników. Przekonany o nieskuteczności Krasickich, którzy co najmniej 13 lat w kolejnych instancjach zabiegają o odzyskanie swego rodowego gniazda, Kędracki postanowił kuć żelazo póki gorące i zlecił opracowanie projektu wymagającego ogromnych jak na możliwości GAT nakładów w modernizację zamku w Lesku. Chodzi o przekształcenie dwugwiazdkowego pensjonatu w hotel pięciogwiazdkowy o luksusowym standardzie. Według źródła, które wolało pozostać anonimowe, koszt całości przewidywanych prac to rząd wielkości 20-25 mln zł.
Przygotowania do inwestycji odbywają się z zachowaniem poufności, co może być związane z obawą, iż ujawnienie zamiarów GAT naraziłoby władze spółki na zarzut niegospodarności z uwagi na spór o prawo własności zespołu zamkowo-parkowego w Lesku. Tezę tę zdaje się potwierdzać nadesłane nam oficjalne stanowisko prezesa Marcina Kędrackiego, który pytany o celowość procesu inwestycyjnego w sytuacji sporu z rodziną Krasickich, a także o to, czy występował o zgodę do konserwatora zabytków na realizację projektu przekształcenia zabytkowego obiektu w nowoczesny hotel o luksusowym standardzie, napisał, że „zarząd GAT nie planuje przebudowy zamku w Lesku i nie występował o taką zgodę”.
Luksus za cenę wyburzenia sklepień zamkowych
Z tej odpowiedzi, którą udało nam się w końcu wyegzekwować mimo wypowiedzianych przez telefon gróźb nasłania na nas „trzyliterowych instytucji” (ABW? CBA? CBŚ?-  przyp. wł.) za rzekome dręczenie prezesa GAT, prawdziwa jest tylko ostatnia część. To znaczy: zarząd GAT faktycznie nie występował do konserwatora zabytków o zgodę na przekształcenie i przebudowanie zamku w Lesku. Pewnie dlatego, że – jak poinformował nas kierownik Delegatury Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków Antoni Bosak – inwestor „pozwolenia konserwatorskiego na przebudowę i modernizację tego zabytkowego obiektu” by nie uzyskał „z uwagi na uzasadnione roszczenia spadkobierców”.
Z pisma Antoniego Bosaka wynika jednak, że GAT przedstawił konserwatorowi „do wglądu koncepcję funkcjonalną przebudowy zamku w Lesku”. Koncepcja opracowana w maju 2013 r. przez biuro architektoniczne arch. Łukasza Młynarskiego i arch. Michała Dąbka w Krakowie została skierowana przez konserwatora zabytków do Narodowego Instytutu Dziedzictwa (NID), którego oddział  terenowy w Rzeszowie zaopiniował projekt po przeprowadzeniu wizji lokalnej.  Powodem wystąpienia konserwatora o opinię podległego ministrowi kultury i dziedzictwa narodowego instytutu były pewne wątpliwości, które – jak stwierdził Antoni Bosak – „wzbudził zamiar zniszczenia sklepień na dwóch poziomach (zamku – przyp. wł.) w celu skomunikowania ich ze sobą windą” – Zajmowaliśmy się przygotowaniem fragmentarycznej przebudowy z uwzględnieniem elementów wartościowych ze względu na historię (…)  Pewne ingerencje w takich przypadkach zawsze są konieczne – broni swej koncepcji architekt Łukasz Młynarski, przekonując, że w obecnej formie zamek w Lesku nie może działać jako obiekt hotelowy o wysokim standardzie, jaki chciałby zaoferować swym klientom GAT.
Na przeszkodzie – jak wynika z pisma, które otrzymaliśmy od rzeczniczki Narodowego Instytutu Dziedzictwa Wioletty Łabudy-Iwaniak – stoją nie tylko względy funkcjonalne (brak dogodnej komunikacji pomiędzy piętrami – przyp. wł.), ale także konieczność dostosowania obiektu hotelowego do wymogów zawartych w przepisach przeciwpożarowych, sanitarnych i BHP. Działający na zamku leskim dwugwiazdkowy pensjonat, który prezes Związku Rodziny Hrabiów Krasickich Marek Krasicki niedawno nazwał w „Gazecie Wyborczej” podłą noclegownią, nie musi spełniać tak wysokich norm jak planowany przez GAT pięciogwiazdkowy hotel. Koncepcja projektowa przygotowana dla GAT przez zespół Młynarskiego i Dąbka przewiduje szereg działań, których realizacja pozwoli spełnić marzenia prezesa Marcina Kędrackiego o luksusowym obiekcie hotelowym w rodowej rezydencji odebranej przez komunistów Krasickim. Koncepcja krakowskich architektów zakłada bowiem budowę szybu windowego i klatki schodowej zlokalizowanych we wschodnim narożniku nowszej części głównego budynku zamkowego, na styku ze skrzydłem bocznym łączącym zamek z basteją.
Konserwator odkrywa usuwanie herbów Krasickich
Na decyzję kierownika delegatury Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków w Krośnie o skierowaniu przedstawionej przez GAT koncepcji przebudowy zamku w Lesku do zaopiniowania przez Narodowy Instytut Dziedzictwa miały zapewne wpływ nie zawsze dobre doświadczenia konserwatora zabytków z dotychczasowej współpracy z gospodarzem zabytkowego obiektu w zakresie jego ochrony i renowacji. Dość wspomnieć, że niedawno kontrola konserwatorska odkryła działania GAT, których efektem było samowolne usunięcie z zamku w Lesku elementów jego wystroju przypominających o historycznych związkach tej rezydencji z rodziną Krasickich. Kontrolerzy – o czym świadczą zgromadzone przez nas dokumenty – odkryli, że drzwi wejściowe do zamku zostały w 2013 r. wymienione na nowe, niezgodne z zatwierdzonym projektem architektonicznym i pozwoleniem wydanym przez konserwatora.
W odpowiedzi na tę samowolę konserwator Antoni Bosak 2 października 2013 r. nakazał GAT w terminie do końca ub. miesiąca wykonać zgodnie z projektem budowlanym i pozwoleniem konserwatorskim drzwi wejściowe do zamku. Polecił też zabezpieczyć i zachować oryginalne drzwi, do czego zobowiązywały GAT zatwierdzony projekt i decyzja wydana przez urząd ochrony zabytków. Zezwalała ona jedynie na konserwację, wymianę oraz rekonstrukcję stolarki okiennej i drzwiowej w elewacjach zewnętrznych zamku. „(…) dotychczasowe drzwi wejściowe prowadzące z podcienia do zamku miały zostać powielone co do rysunku, dekoracji oraz formy. Wymóg ten uzasadniony był niezaprzeczalną wartością istniejących drzwi zaopatrzonych w kute elementy metalowe oraz herby rodu Krasickich. Ich wartość historyczna i artystyczna domaga się ponadto, aby oryginalne drzwi pieczołowicie zabezpieczyć przed zniszczeniem” – czytamy w przywołanym dokumencie. Informacja o tym, że nowe drzwi zamkowe pozbawione są herbu Rogala, którym od wieków pieczętują się Krasiccy,  oburzyła przedstawicieli rodu  – Prezes GAT walczy z pozostałościami feudalizmu w Polsce. Chyba nie zauważył, że mamy rok 2013, a nie 1953 – komentuje Kacper Krasicki.
Narodowy Instytut Dziedzictwa czy Hotelarstwa?
Podkarpaccy konserwatorzy zabytków, z którymi rozmawialiśmy w ciągu ostatnich lat na temat zespołu zamkowo-parkowego w Lesku, nie ukrywają, że zarówno GAT, jak i władze samorządowe leskiej gminy, wpisanej do ksiąg wieczystych jako właściciel dawnego parku Krasickich, nie są łatwymi partnerami do współpracy w zakresie ochrony zabytkowego kompleksu. Jeśli dodamy do tego, że wojewódzki konserwator zabytków w Przemyślu Grażyna Stojak, obejmując 5 lat temu swój urząd, zastała przygotowane przez GAT plany przebudowy najstarszej, gotyckiej części leskiego zamku, na które nie wydała zgody zezwalając jedynie na tzw. remont zachowawczy, łatwiej będzie nam zrozumieć pełen rezerwy stosunek przedstawicieli urzędu ochrony zabytków wobec koncepcji urządzenia w dawnej rezydencji Krasickich ekskluzywnego hotelu. Tym bardziej, że ma się to dokonać niejako przy okazji szeroko zakrojonych prac remontowych nakładem wielu milionów złotych.
Ku wielkiemu zdziwieniu służb konserwatorskich – o czym dowiedzieliśmy się z nieoficjalnych źródeł – rzeszowski oddział Narodowego Instytutu Dziedzictwa zaakceptował przedstawioną przez GAT koncepcję przebudowy zabytkowego obiektu „pod warunkiem zminimalizowania zakresu wyburzeń sklepień”. Oznacza to jedynie tyle, że inwestor będzie musiał zachować część sklepień znajdujących się poza obrysem szybu windowego i schodów na obu kondygnacjach. W wydanej 9 lipca 2013 r. opinii dotyczącej możliwości realizacji inwestycji, polegającej na przebudowie systemu komunikacji pionowej łączącej wszystkie kondygnacje zamku w Lesku, Narodowy Instytut Dziedzictwa zasugerował GAT kilka innych możliwości rozwiązania nowego układu komunikacji pomiędzy piętrami zamku, np. budowę zewnętrznego szybu windowego. GAT może też wybrać budowę windy i klatki schodowej w południowo-zachodnim trakcie zamku bądź też w zrekonstruowanej baszcie „kwadratowej”.
- Z pozytywną opinią Narodowego Instytutu Dziedzictwa GAT może z optymizmem patrzeć w przyszłość. Jeśli nawet wojewódzki konserwator zabytków nie wyda decyzji z pozwoleniem  na przeprowadzenie remontu, w istocie oznaczającego przebudowę zamku w Lesku, GAT wcale nie musi składać broni – mówi doświadczony konserwator zabytków, któremu pokazaliśmy dokumenty dotyczące planowanej przebudowy dawnej rezydencji Krasickich. W ocenie naszego rozmówcy,  jeżeli GAT zdecyduje się walczyć w sądzie z urzędem ochrony zabytków, będzie miał duże szanse na zwycięstwo, gdyż sędzia oceniając sprawę na pewno uwzględni to, że obecny włodarz leskiego zamku jest wedle obecnego stanu prawnego jego właścicielem. Jednak na orzeczenie sądu największy wpływ może mieć to, że GAT otrzymał  zielone światło dla planu przekształcenia zamku w luksusowy hotel od instytutu, który jako eksperckie zaplecze ministra kultury realizuje zadanie wyznaczania i upowszechniania standardów ochrony i konserwacji zabytków.
Historycy sztuki, z którymi rozmawialiśmy, co do jednego byli zgodni: wydając opinię akceptującą warunkowo koncepcję przebudowy zamku w Lesku urzędnicy rzeszowskiego oddziału Narodowego Instytutu Dziedzictwa poszli na rękę zarządowi GAT. „Uprawnione roszczenia spadkobierców”,  o których przypomniał w swym piśmie konserwator zabytków Antoni Bosak z Krosna, dla urzędników  oddziału Narodowego Instytutu Dziedzictwa w Rzeszowie okazały się mniej ważne niż plany państwowej spółki i ambicje jej prezesa. Przeciwko  realizacji tych planów wystąpiła już rodzina Krasickich. Jej pełnomocnik mec. Roman Nowosielski (członek Trybunału Stanu w latach 2007-2011 z rekomendacji Platformy Obywatelskiej) w liście do ministra skarbu i starosty leskiego napisał, że spadkobiercy ostatnich przedwojennych właścicieli zespołu zamkowo-parkowego „stanowczo sprzeciwiają się przedkładaniu interesu ekonomicznego Skarbu Państwa nad idee polegające na ochronie dziedzictwa kulturowego, walorów historycznych zabytku, prawa rodziny Krasickich do zachowania historycznej siedziby rodu dla przyszłych pokoleń w takim kształcie, w jakim znajdowała się przez setki lat”.
Przerzucanie piłeczki pomiędzy ministrem skarbu i GAT
Jest wszak mało prawdopodobne, żeby protesty Krasickich przekonały ministra skarbu. Jego rzeczniczka Agnieszka Jabłońska-Twaróg pytana jak szef MSP Włodzimierz Karpiński ocenia plany przebudowy zamku w Lesku na luksusowy hotel pod kątem celowości i gospodarności środkami publicznymi w sytuacji, gdy przed organami administracyjnymi i sądowymi toczą się postępowania o zwrot nieruchomości spadkobiercom dawnych właścicieli stwierdziła, że „dokonywane przez zarząd (GAT – przyp. wł.) prace remontowe w obiekcie mają na celu umożliwienie wykonywania przez spółkę jej podstawowej działalności gospodarczej, czyli świadczenia usług turystycznych oraz są niezbędne dla zapewnienia bezpieczeństwa osobom przebywającym na terenie ośrodka”.
Czy oznacza to, że minister właściwy do spraw Skarbu Państwa, który reprezentuje w spółce GAT jedynego właściciela wniesionego do niej majątku, umywa ręce od odpowiedzialności za działania zarządu powołanego przez swych przedstawicieli w radzie nadzorczej? Jedno nie ulega wątpliwości: prawnicy MSP stoją na stanowisku, że „minister Skarbu Państwa nie jest stroną roszczeń reprywatyzacyjnych dotyczących zespołu zamkowo-parkowego w Lesku, których stronami są spółka GAT i miasto Lesko jako podmioty władające tym majątkiem”. Taki pogląd prezentuje oficjalny komunikat szefa MSP, nadesłany nam przez jego rzeczniczkę. Stoi to w całkowitej sprzeczności z oświadczeniami prezesa Marcina Kędrackiego, który na posiedzeniu sejmowej komisji Skarbu Państwa 21 stycznia 2010 r. odnosząc się do roszczeń rodziny Krasickich wobec nieruchomości w Lesku stwierdził, że „GAT nie jest stroną w tym sporze. Stroną tego postępowania jest Skarb Państwa”. Słowa te, wypowiedziane w obecności nadzorującej wówczas GAT podsekretarz stanu w MSP Joanny Schmid, powtórzył kilkakrotnie w rozmowie z nami w październiku 2013 r. Dla powagi Rzeczypospolitej, którą reprezentuje minister skarbu, byłoby jednak lepiej, gdyby MSP uzgodniło z prezesem GAT spójną i jednoznaczną wykładnię prawa w sprawie sporu z Krasickimi.
Administracyjno-sądowa bitwa bez końca
Zwłaszcza, że na wspomnianym posiedzeniu sejmowej komisji skarbu państwa podsekretarz stanu w MSP Joanna Schmid powołując się na decyzję ministra rolnictwa i rozwoju wsi (z 30 września 2009 r. – przyp. wł.) stwierdzającą, że zespół zamkowo-parkowy w Lesku nie podlegał dekretowi PKWN o reformie rolnej, wyraziła przekonanie, że „spółka będzie musiała oddać tę nieruchomość”.  Wiceminister Schmid zastrzegła wówczas, że otwarta pozostaje kwestia orzeczenia sądu. Jej słowa dotyczyły skargi, którą do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie (WSA) wniosły GAT i samorząd gminy w Lesku domagając się uchylenia w całości decyzji ministra rolnictwa i rozwoju wsi. Skarga nie została jednak rozpatrzona ze względu na śmierć części spadkobierców ostatnich właścicieli nieruchomości,  co zmusiło sąd do zawieszenia postępowania z uwagi na konieczność ustalenia następców prawnych zmarłych.  WSA postanowił zawiesić postępowanie 11 czerwca 2010 r.
Od tamtego czasu w trwającej już drugą dekadę batalii pomiędzy Krasickimi a zjednoczonymi siłami GAT i gminy Lesko (dyrektor pensjonatu „Zamek” Mirosława Sołtysik w dniu 2 listopada 2009 r. została powołana do rady nadzorczej Leskiego Przedsiębiorstwa Komunalnego,  spółki należącej w 100 proc. do gminy Lesko) miały miejsce kolejne zwroty akcji, korzystne na przemian dla jednej i drugiej strony sporu, którego końca nie widać. Po tym jak 17 lipca br. wojewoda podkarpacki po raz kolejny uznał, że nieruchomość Krasickich w Lesku nie podpadała pod przepisy dekretu PKWN z 6 września 1944 r. o przeprowadzeniu reformy rolnej, GAT i gmina Lesko zaskarżyły tę decyzję do ministra rolnictwa, prezes Marcin Kędracki zapowiedział, że jeśli skarga nie zostanie uwzględniona, spółka odwoła się do WSA, a jeżeli zajdzie taka potrzeba, to i do Naczelnego Sądu Administracyjnego.
Kilka lat temu WSA w Warszawie uchylił wcześniejszą decyzję administracyjną  w dwóch instancjach (wojewody podkarpackiego z 31 maja 2001 r. oraz ministra rolnictwa i rozwoju wsi z 22 czerwca 2007 r.) stwierdzającą, że wobec leskiej nieruchomości Krasickich miały zastosowanie przepisy dekretu o reformie rolnej. Jakie stanowisko zajmie tym razem sąd administracyjny, jeśli przyjdzie mu po raz kolejny zbadać budzącą kontrowersje sprawę, nie wiadomo. Najbardziej zdumiewające jest, że w sprawozdaniu finansowym GAT za okres od 1 maja 2011 r. do 30 kwietnia 2012 r. biegły rewident odnotował, iż „na dzień bilansowy nie da się ocenić skutków toczącego się postępowania sądowego (w sprawie zamku w Lesku – przyp. wł.), w związku z tym nie utworzono rezerw na pokrycie ewentualnych zobowiązań, które mogą powstać w razie niekorzystnego wyroku dla spółki”. To sygnał, że zarząd GAT w ogóle nie liczy się z ewentualną koniecznością zwrotu nieruchomości Krasickim. Zadufanie czy lekkomyślność?
Desperacki list
O dawnym zamku Krasickich zrobiło się głośno w sierpniu br., kiedy spadkobiercy ostatnich przedwojennych właścicieli nieruchomości zwrócili się publicznie do mieszkańców Leska i regionu bieszczadzkiego o wsparcie ich w dążeniach do odzyskania rodowego gniazda. W liście otwartym podpisanym przez Marka Krasickiego, prezesa Związku Rodziny Hrabiów z Siecina Krasickich, znalazł się apel do leszczan o pomoc w przekonaniu leskiego samorządu, by ten zamiast utrudniać wspomógł proces odzyskiwania rodzinnego domu przez zasłużoną dla ojczyzny rodzinę (pierwszy pan na Lesku z tego rodu Ksawery Krasicki był adiutantem naczelnika Tadeusza Kościuszki, jego potomek Edmud Krasicki walczył w powstaniu listopadowym i przyjaźnił się z poetą Wincentym Polem, autorem przebudowy leskiego zamku w duchu późnego klasycyzmu, natomiast ostatni właściciel dóbr leskich August Krasicki służył w Legionach Polskich Józefa Piłsudskiego i podczas wojny polsko-bolszewickiej).
Apel rodziny Krasickich do społeczności lokalnej, wyraźnie obliczony na wywarcie wpływu na władze samorządowe, żeby te wycofały z ministerstwa rolnictwa skargę na korzystną dla  spadkobierców dawnych właścicieli zamku decyzję wojewody podkarpackiego, okazał się bezskuteczny. Krasiccy, czemu zresztą dali wyraz w swym liście, przypuszczają, że za nieprzejednaną postawą samorządu Leska nie stoi wcale troska o zlokalizowany w parku środowiskowy dom samopomocy czy amfiteatr, lecz zastrzeżenia przedstawicieli rodu wobec sondowanych kilka lat temu nieoficjalnie przez urzędników planów przekształcenia obszaru parku na grunty inwestycyjne przeznaczone pod sprzedaż –  Nie wiem, skąd to podejrzenie, nigdy nie mieliśmy takich planów wobec parku – oburzała się latem w rozmowie z regionalnym portalem www.nowiny24.pl zastępca burmistrz Leska Barbara Krasulak.
Bezspornym faktem jest, że spadkobierców dawnych właścicieli zespołu parkowo-zamkowego w Lesku dotknęła do żywego wypowiedź burmistrz Barbary Jankiewicz, która w wywiadzie dla TVP powołała się na zagadkową rozmowę telefoniczną sprzed trzech lat z osobą przedstawiającą się ponoć jako „Krasicka z Warszawy”. Miała ona zapewnić panią burmistrz, że „ich (Krasickich – przyp. wł.) nie interesują ani park ani zamek i chcą (oni – przyp. wł.), żeby gmina odkupiła (roszczenia do nieruchomości – przyp. wł.) od nich za parę milionów, bo im są potrzebne pieniądze dla dzieci i wnuków”. Burmistrz Jankiewicz pytana przez nas o bliższe dane jej rozmówczyni napisała „Nie mam powodu wątpić, w to, że osobą tą był ktoś z rodziny (Krasickich – przyp. wł.), chociaż nie mogę tego potwierdzić”  – Bulwersująca wypowiedź burmistrz Leska to kolejna odsłona w prowadzonej przeciwko naszej rodzinie brudnej wojnie, której częścią było oszczercze pomówienie Augusta Krasickiego przez samorządowy portal www.lesko.pl o wywiezienie w 1944 r. przy pomocy hitlerowskich Niemców wagonami kolejowymi zbiorów zamkowych – mówi prawnuk ostatniego przedwojennego właściciela nieruchomości Kacper Krasicki. Jego zdaniem samorząd leski celowo podsyca napięcie wokół sporu o nieruchomości zabrane przez komunistów Krasickim, żeby poprzez wywołanie atmosfery nieprzychylnej rodzinie dawnych właścicieli zespołu zamkowo-parkowego wpłynąć na opinię publiczną, a za jej pośrednictwem na organy administracyjne i sądy.
O wpływ na opinię publiczną i postawę władz zabiega energicznie prezes GAT Marcin Kędracki, który jesienią br. w „Gazecie Wyborczej” kategorycznie rozstrzygnął wątpliwości prawne analizowane od końca lipca br. w ramach postępowania administracyjnego przez ministra rolnictwa – Twierdzenie, że zamek nie był częścią majątku rolnego i dlatego nie powinien podlegać reformie rolnej, że był tylko rodową siedzibą, to bzdura. Z czego go utrzymywano? Z majątku ziemskiego. Zamek był siedzibą firmy, stąd zarządzano majątkiem – grzmiał Kędracki zastrzegając, że nie ma nic przeciwko Krasickim, którzy przecież będąc gośćmi na zamku „dostawali w pensjonacie godziwe rabaty”. Prezes GAT nie wspomina nic o tym, że Krasiccy byli właścicielami zlokalizowanego w okolicy Leska majątku leśnego, którego  nie dotyczył dekret PKWN o reformie rolnej
Próba paserskiej prywatyzacji majątku zabranego przez komunistów
Niewykluczone, że zanim dojdzie do ewentualnego rozstrzygnięcia sporu o nieruchomości w Lesku na drodze administracyjno-sądowej, dawny zamek Krasickich z prawem wieczystego użytkowania dwóch hektarów gruntu zostaną wystawione na sprzedaż wraz z roszczeniami arystokratycznej rodziny. O tym, że taki wariant nie jest wykluczony świadczyć może podjęta w czasie pierwszej kadencji rządów koalicji PO-PSL próba prywatyzacji GAT, za którą opowiadał się przed posłami prezes Marcin Kędracki mówiąc, że „musimy się z tym „pasztetem” uporać, utrzymać, reanimować i dowieźć do mety (sprzedając prywatnemu inwestorowi – przyp. wł.).
Niewiele brakowało, żeby Skarb Państwa w 2010 r. zachował się jak paser sprzedając Gliwicką Agencję Turystyczną razem z roszczeniami spadkobierców ostatnich przedwojennych właścicieli zespołu zamkowo-parkowego w Lesku. W maju 2009 r. ówczesny minister skarbu Aleksander Grad podjął decyzję o zbyciu 100 proc. akcji GAT na aukcji publicznej. Wynikała ona z przyjętego przez Radę Ministrów 26 września 2008 r. dokumentu  pt. ˝Kierunki rozwoju turystyki do 2015 r.˝ i rządowego planu prywatyzacji aktywów Skarbu Państwa w latach 2008-2011. Podstawą prawną była nowelizacja ustawy o komercjalizacji i prywatyzacji przedsiębiorstw, która umożliwiła sprzedaż całych pakietów akcji Skarbu Państwa. Pytany przez nas jesienią 2009 r. o uzasadnienie decyzji dotyczącej prywatyzacji GAT minister Grad odpowiedział: „Wychodząc naprzeciw oczekiwaniom inwestorów, o których wyjątkowo należy zabiegać w czasie zawirowań na rynkach, stworzyliśmy mechanizm maksymalnie ułatwiający udział w prywatyzacji, którym są aukcje publiczne (…) Prywatyzacja poprzez aukcje jest najbardziej przejrzystą transakcją, jaką można sobie wyobrazić” .
Ze skąpych informacji nadesłanych nam 4 lata temu przez rzecznika MSP wynika, że pierwotnie szef resortu skarbu planował przeprowadzić prywatyzację GAT w innej formie niż aukcja publiczna. Po konsultacji z doradcą prywatyzacyjnym (konsorcjum warszawskich firm BAA Polska Sp. z o.o. i Professio Kancelaria Prawnicza Kamiński Spółka Komandytowa i kancelaria adwokacka związanego z SLD prawnika Krzysztofa Czeszejko-Sochackiego) postanowił zmienić tryb prywatyzacji i zaktualizować wycenę wartości spółki z sierpnia 2008 r.  Z zachowanego zaproszenia do udziału w aukcji wiadomo, że wartość wywoławcza spółki GAT ustalona została na poziomie 95,2 mln zł, zaś minimalna wartość postąpienia zgłaszanego poprzez podniesienie tabliczki zgłoszeniowej miała wynosić 480 tys. zł. W przypadku niezgłaszania przez uczestników aukcji postąpień kolejne wywołania najwyższej ceny miały następować w odstępach 2 minut. Ostatecznie aukcja, której termin przełożono z 18 stycznia na 10 czerwca 2010 r. została – jak czytamy w lakonicznym komunikacie MSP opublikowanym kilkadziesiąt godzin przed jej rozpoczęciem – odwołana „z uwagi na brak zgłoszeń”. Na potencjalnych inwestorów jak zimny prysznic mógł podziałać fragment projektu umowy sprzedaży akcji GAT, mówiący o tym, że „kupujący został poinformowany w szczególności o roszczeniach do nieruchomości w Lesku, zgłoszonych przez spadkobierców byłych właścicieli”.
Nierentowne składniki majątku na sprzedaż
Do pomysłu przeprowadzenia aukcji publicznej 100 proc. akcji GAT, wstrzymanej „za pięć dwunasta” w 2010 r.,  MSP już nie wracało. Korzyść z takiego biegu spraw odnieśli tylko doradcy ministra skarbu – prywatne firmy, które otrzymały wynagrodzenie za przygotowanie memorandum informacyjnego Gliwickiej Agencji Turystycznej i wycenę wartości spółki.  Pytana o przyczynę rezygnacji z planów zbycia GAT, rzeczniczka ministerstwa Agnieszka Jabłońska-Twaróg napisała, że „prywatyzacja spółki została wstrzymana z uwagi na konieczność przeprowadzenia działań w obszarze restrukturyzacji majątkowej”.  Wyjaśniła, że oznacza to zbywanie nierentownych składników majątku trwałego GAT. W ramach restrukturyzacji spółka sprzedała pięć ośrodków: kompleks basenowo-rekreacyjny w Gliwicach, Zajazd „Pod Dębem” w Rudach, Gościniec „Ślązak” w Zabrzu, a także ośrodki narciarskie w Szczyrku („Czyrna-Solisko”) i Korbielowie („Pilsko”). Według rzeczniczki MSP, zarząd GAT podpisał też umowę przedwstępną sprzedaży Ośrodka Wypoczynkowo-Żeglarskiego „Ryn” w Rynie.
Do majątku GAT zalicza się dziesięć ośrodków wypoczynkowych, które są zlokalizowane w różnych zakątkach Polski. Czy pensjonat „Zamek”, mający siedzibę w dawnej rezydencji Krasickich, należy do nierentownych składników majątku, a jeżeli nie, to jaka jest jego rentowność i jaki wynik finansowy osiągnął w ciągu ostatnich kilku lat? Prezes GAT Marcin Kędracki odmówił odpowiedzi na te pytania twierdząc, że stanowią one tajemnicę handlową spółki (z innego fragmentu jego wypowiedzi wynika, że „Zamek” nie może być rentowny, ponieważ zarząd spółki postanowił zamknąć pensjonat na czas prowadzonego remontu od 1 listopada 2012 r. do 30 kwietnia 2013 r.). Oświadczył też, że chociaż „na obecnym etapie (wypowiedź z października ub.r.) nie przewiduje się sprzedaży przedmiotowego ośrodka (pensjonatu „Zamek” – przyp. wł.), w końcowym etapie prywatyzacji całej spółki ośrodek będzie sprywatyzowany”. Według prezesa Kędrackiego, „roszczenia reprywatyzacyjne nie powinny mieć wpływu na sprzedaż pensjonatu „Zamek” stanowiącego własność spółki (GAT – przyp. wł.). Jedyną przeszkodą ewentualnej sprzedaży bądź dzierżawy jakiegokolwiek składnika majątku Gliwickiej Agencji Turystycznej S.A. może być brak zgody właściciela akcji spółki, tj. Skarbu Państwa”. Dla pełnego obrazu sytuacji dodajmy, że – jak poinformowała nas rzeczniczka szefa MSP Agnieszka Jabłońska-Twaróg – „minister Skarbu Państwa nie posiada kompetencji do oceny roszczeń reprywatyzacyjnych będących przedmiotem postępowań toczących się przed  właściwymi organami administracji państwowej”.  W tym miejscu wypada postawić fundamentalne pytanie: czy takie stanowisko ministra reprezentującego państwowego właściciela spółki oznacza swoiście pojmowany leseferyzm i „zielone światło” dla zarządu GAT na wypadek, gdyby postanowił sprzedać sporny zamek w Lesku wraz z prawem wieczystego użytkowania dwuhektarowej działki po zrealizowaniu projektu urządzenia w dawnej rezydencji Krasickich pięciogwiazdkowego hotelu?
W sprawozdaniu finansowym GAT za okres od 1 maja 2011 r. do 30 kwietnia 2012 r. zaintrygował nas ustęp mówiący, że „z uwagi na wysoką stratę na sprzedaży z działalności podstawowej istotnym jest przyspieszenie realizacji uchwał Walnego Zgromadzenia z dnia 27 lutego 2012 r. w zakresie zbycia zorganizowanych części przedsiębiorstwa (ośrodków nierentownych), co powinno wzmocnić kondycję finansową firmy i poprawić jej rentowność w ostatnich okresach”. Trudno wręcz oprzeć się wrażeniu, że zakończenie konfliktu o zamek w Lesku, w styczniu 2010 r. nazwane przez ówczesną wiceminister skarbu Joannę Schmid jednym z najważniejszych działań stojących przed GAT, nie leży władzom tej firmy szczególnie na sercu, mimo że państwo polskie – jak odczytać można „między wierszami” wypowiedzi jego uprawomocnionych przedstawicieli -  przekazało prezesowi Kędrackiemu nie tylko klucze do zamku, ale także carte blanche na znalezienie wyjścia z błędnego koła, jakie zapoczątkowało wniesienie dawnej rezydencji Krasickich do majątku spółki z Gliwic.
Zamek jak śmierdzące jajo
Jaki zatem scenariusz spełni się w przypadku malowniczej rezydencji położonej nad Sanem? Czy za parę lat dojdzie do likwidacji przynoszącej straty spółki GAT i zamek w Lesku mieszczący luksusowy hotel jakiś inwestor odkupi od likwidatora tak jak niegdyś dzisiejszy prezes Marcin Kędracki razem z innym przedsiębiorcą kupił majątek po zlikwidowanych Zakładach Garbarskich Bestan w Żywcu? Czy nabywcą będzie jedna ze spółek grupy Linter z Wolbromia, której spółka zależna CTE latem ub.r. kupiła od GAT za 10,7 mln zł Ośrodek Narciarski „Pilsko” w Korbielowie (po tej transakcji córka prezesa Kędrackiego została powołana do rady Fundacji Na Rzecz Harmonijnego Współistnienia Człowieka i Przyrody w Beskidach wespół z dwoma przedstawicielami grupy kapitałowej kupca ośrodka „Pilsko”; przedmiot działalności fundacji obejmuje m.in. prowadzenie hoteli  i obiektów sportowych,  zaś sponsorem organizowanych przez nią imprez są firmy kontrolowane przez Leszka Łazarczyka, właściciela grupy Linter)?
A może w grę wchodzi zgoła inne rozwiązanie i planowana przez GAT od dawna przebudowa zamku w Lesku na pięciogwiazdkowy hotel to zwyczajna wojna psychologiczna z Krasickimi, których państwowa spółka chce w ten sposób zmusić do zapłacenia odstępnego za cenę uznania roszczeń ich rodziny do nieruchomości. Prezes Kędracki przecież odgrażał się w „Gazecie Wyborczej”, iż Krasiccy „nie mogą oczekiwać, że oddamy im zamek bez walki”. Podczas pierwszej rozmowy telefonicznej z nami jesienią 2012 r. zakwestionował wręcz finansową i psychiczną (sic! – przyp. wł.) gotowość rodziny dawnych właścicieli na przejęcie zabranej im przez komunistów nieruchomości, której wartość rynkową szacują oni na 5-6 mln zł.
Czy zachowanie prezesa GAT oznacza, że Krasickim pozostało jedynie modlić się o cud ufając, że znajdzie się wreszcie ktoś z kim Marcin Kędracki będzie musiał się liczyć i kto wpłynie na zmianę jego nastawienia do roszczeń potomków dawnych właścicieli nieruchomości w Lesku? Jeśli rodzina Krasickich liczyła na to, że po tym jak publicznie wypowiedziały się wszystkie strony sporu o zespół zamkowo-parkowy w Lesku, głos jako lokalny autorytet moralny zabierze proboszcz parafii rzymsko-katolickiej pod wezwaniem Nawiedzenia Najświętszej Marii Panny, nadzieja ta okazała się płonna. Milczenie księdza prałata Mieczysława Bąka to jedyny jego komentarz do kwestii, której poruszenia leski duszpasterz obawia się niczym śmierdzącego jaja. Można jedynie zgadywać, o czym myśli, ilekroć odprawiając nabożeństwo spogląda na pustą od czasu wojny ławę kolatorów miejscowej parafii, którymi od XVIII wieku byli Krasiccy.
Stalingrad Skarbu Państwa?
Z drugiej strony czego oczekiwać od proboszcza z głębokiego interioru podkarpackiego, skoro większego zaangażowania w sprawie reprywatyzacji nie wykazał nawet prezydent Bronisław Komorowski, mimo że na mocy Konstytucji RP przysługuje mu inicjatywa legislacyjna, a sekretarz stanu w jego kancelarii Krzysztof H. Łaszkiewicz był wcześniej autorem i współautorem projektów ustaw o reprywatyzacji i rekompensatach. Nie jest też tajemnicą, że przedstawiciele organizacji zrzeszających potomków wywłaszczonych przez komunistów ziemian są głęboko rozczarowani postawą głowy państwa. Nie mogą zrozumieć dlaczego Bronisław Komorowski, który nosi sygnet herbowy na palcu i niczym dawny obywatel ziemski poluje, poprzestał na zapewnieniu, że jeśli zostanie uchwalona ustawa reprywatyzacyjna, on jako prezydent Rzeczypospolitej nie będzie się wahał ją podpisać.
Od tej deklaracji, wygłoszonej w rozmowie z Barbarą Czajkowską w TVP, minęło ponad dwa i pół roku. Krasiccy mogą jedynie pomarzyć o urządzeniu w swym rodowym gnieździe wyśnionego muzeum regionalnego czy centrum społeczno-kulturalnego, które miałoby służyć rozwijaniu dialogu polsko-ukraińskiego. Platforma Obywatelska, postrzegana niegdyś jako partia liberalna i zarazem centroprawicowa, czyli szanująca prawo własności prywatnej, rządzi już kolejną kadencję i nadal nie przygotowała żadnego projektu kompleksowo rozwiązującego problem reprywatyzacji, ani poselskiego ani rządowego. Bronisław Komorowski prędzej więc doczeka się zbawienia niż ustawy, której brak określił mianem hańby Polski. Podczas gdy kwestie zwrotu majątków odebranych dawnym właścicielom przez władze Polski Ludowej nadal będą rozstrzygane w ciągnących się latami procesach sądowych, GAT w leskim zamku może bronić się przed Krasickimi jak Wehrmacht oblegany w kotle Stalingradu przez Armię Czerwoną.
autor: Jarosław Jakimczyk


Czytaj dalej...

CBŚ zatrzymało handlarzy narkotyków z powiatu sanockiego, leskiego i bieszczadzkiego (FILM, ZDJĘCIA)

04 grudnia 2013

LESKO / PODKARPACIE. Siedmiu członków zorganizowanej grupy przestępczej zatrzymali policjanci Centralnego Biura Śledczego. Zatrzymani zajmowali się handlem narkotykami. W grupie są aktywni pseudokibice Sanovii Lesko, jest też funkcjonariusz Służby Więziennej. W zatrzymaniach brali udział policyjni antyterroryści.
Policjanci Centralnego Biura Śledczego Komendy Głównej Policji przy wsparciu policjantów z Samodzielnego Pododdziału Antyterrorystycznego Policji w Rzeszowie rozbili zorganizowaną grupę przestępczą wywodzącą się ze środowiska pseudokibiców piłkarskich. Grupa działała w powiatach leskim, bieszczadzkim i sanockim. Mężczyźni, którzy ją tworzyli, zajmowali się rozprowadzaniem narkotyków w znacznych ilościach. Handlowali amfetaminą, marihuaną i MDMA.
W ostatnich dniach funkcjonariusze Zarządu w Rzeszowie Centralnego Biura Śledczego KGP zatrzymali jednocześnie 7 członków grupy przestępczej. Policjanci przeszukali w sumie 11 obiektów. Efektem przeszukań było odnalezienie i zabezpieczenie narkotyków i gotówki w kwocie ok. 30 tysięcy złotych. Pieniądze pochodzą z handlu narkotykami.



Czytaj dalej...

Nasi czytelnicy piszą.

22 listopada 2013

21.11.2013r 
godzina 10.45
Ul. przemysłowa, przystanek autobusowy i zakaz zatrzymywania (wyraźnie oznakowany z obu stron) 
Myślę że jest to bardzo ciekawy temat do opisania gdyż jest to nie pierwszy i zapewne nie ostatni przypadek wyczynów policji w naszym mieście. 
Dodam od siebie że osoby które tam parkują bardzo szybko mogą się liczyć z zainteresowaniem władzy ale ich oczywiście ten zakaz nie dotyczy




Czytaj dalej...

„Zarzucając pani kłamstwo, wzywam do publicznej debaty”. Były właściciel „Starego Pieca” odpowiada burmistrz Leska (FILM)

20 listopada 2013

„Zarzucając pani kłamstwo, wzywam do publicznej debaty”. Były właściciel „Starego Pieca” odpowiada burmistrz Leska (FILM)

LESKO / PODKARPACIE. 6 listopada, przed kamerą tvPodkarpacie.pl burmistrz Leska Barbara Jankiewicz zabrała głos w sprawie sprzedaży przez byłych włodarzy gminy, dziewięciohektarowej działki oraz cegielni znajdujących się w Hoczwi w gminie Lesko. Publikujemy odpowiedź Leszka Galery byłego właściciela terenu, na którym funkcjonowała restauracja i pensjonat „Stary Piec”





Czytaj dalej...

CZYTELNIK BLOGA PISZE.

14 listopada 2013

Najpierw fakty. Szpital w Lesku, choć będący pod zarządem powiatu więc kilku gmin, w przeważającej części świadczy swe usługi na rzecz mieszkańców Miasta i Gminy Lesko. 
Po stwierdzeniu tego faktu nasuwa się oczywisty, wydawać by się mogło wniosek, że to mieszkańcom Leska w pierwszej kolejności powinno zależeć na jak najwyższym poziomie świadczonych w ich szpitalu usług medycznych. Nie wchodząc w szczegóły przyczyn dla, których taki jest stan Leskiej służby zdrowia należy niewątpliwie stwierdzić, że jedną z nich jest znaczące nie doinwestowanie tej placówki w sprzęt medyczny. Wydawać by się mogło, że dla mieszkańców Leska opieka zdrowotna a w szczególności opieka szpitalna to jedna z najważniejszych kwestii i to na niej powinni skoncentrować swe wysiłki przedstawiciele mieszkańców - radni i burmistrz. Wszak w tym celu by rozwiązywać ich - mieszkańców najważniejsze problemy, zostali przez nas wybrani. Ktoś powie w tym miejscu co ma piernik do wiatraka, radni i burmistrz gminy nie nadzorują szpitala i nie mają wpływu na jego działanie ! Nie jest to takie oczywiste.Pierwszy z brzegu przykład - podatki jakie winien płacić szpital do kasy gminy. Można zwolnić go z tych powinności obwarowując to zwolnienie koniecznością przeznaczenia tych pieniędzy na określony cel np. zakup konkretnej aparatury medycznej.Jest to niewątpliwie forma wpływu na działanie szpitala, na poziom świadczonych usług medycznych. Czy tak się stało ? Wszak kierowanie gminą przez obecną Panią Burmistrz dobiega właśnie końca drugiej kadencji a więc ponad siedem lat. Nie dość, że nic takiego nie miało miejsca to działania poszły w dokładnie przeciwnym kierunku - do Leskiego szpitala zapukał komornik by wyegzekwować należne gminie podatki i to powiększone o odsetki, opłaty za czynności komornicze (15%). Jeśli to jest wyraz troski o zaspokojenie najważniejszych potrzeb mieszkańców Leska, który tak pięknie maluje się, w prezentowanym materiale filmowym, na obliczu Pani Burmistrz i radnych to zaczynam podejrzewać w/w o co najmniej hipokryzję. 
Pójdżmy jednak dalej w tych rozważaniach o obowiązku zaspokajania, jak wcześniej ustaliliśmy, jednego z najważniejszych aspektów życia mieszkańców Leska - opieki szpitalnej. Czy aby na pewno burmistrz i radni Miasta i Gminy Lesko nie mieli wpływu na działanie szpitala i poziom świadczonych w nim usług medycznych ?Śmiem twierdzić, że gdyby chcieli i gdyby ich prawdziwą troską było zaspokajanie podstawowych potrzeb mieszkańców to możliwości ku temu jest wiele. Począwszy od podatków a na aktywnym wejściu w współzarządzanie szpitalem skończywszy. W jaki sposób ? Np. po przez złożenie wniosku o przekształcenie szpitala w spółkę w której gminy wchodzące w skład powiatu Leskiego obejmą udziały proporcjonalnie do wkładu finansowego jaki do takiej spółki wniosą. Lesko z racji tego, że jest najliczniejszą gminą i na jej terenie jest szpital wniosło by największy wkład finansowy tym samym obejmując nad nim kontrolę, mając decydujący wpływ na sposób zarządzania szpitalem a więc kreując podnoszenie poziomu świadczeń medycznych. Ba ale z kąt wziąć na to pieniądze liczone w milionach ??? Już spieszę odpowiedzieć. Burmistrz i radni Leska powinni rozważyć czy ważniejszym dla mieszkańców jest basen czy szpital. Gdyby jednak przeważył szpital jako świadczący usługi dla większej grupy mieszkańców (nie zakładam by osoby w podeszłym wieku były stałymi bywalcami basenu, a szpitala zapewne tak) to te miliony jakie przeznaczono na basen przekazano by na niego właśnie. Czy takie postępowanie cechuje dobrego gospodarza dbającego o najważniejsze sprawy mieszkańców ??? Zapewne większość powie, że tak. Jednak tak się nie stało i niech to będzie przyczynkiem do przemyśleń dla mieszkańców Leska gdy za rok będą szli do wyborów wybrać burmistrza i radnych, których obowiązkiem będzie takie działanie by ich wyborcom żyło się (leczyło) lepiej bo powstający basen będący pomnikiem obecnej władzy będzie nas słono kosztował a czy komuś pomoże zdrowotnie ??? na pewno poprawi i tak wyglądające na nie najgorsze samopoczucie Leskiej władzy.

Czytaj dalej...

Lescy radni: po co mamy trzymać ten majątek? Opozycja odpowiada: na spłatę kredytów (FILM) esanok


LESKO / PODKARPACIE. Rada Miejska w Lesku wyraziła zgodę na sprzedaż komunalnych lokali użytkowych. Z tej możliwości będą mogli skorzystać najemcy, którzy od 15 lat prowadzą działalność w jednym miejscu. Dzierżawcy lokali są bardzo zadowoleni z tego rozwiązania, gdyż jak twierdzą, daje ono większą stabilizację. Sprzedaż prowadzona będzie w trybie bezprzetargowym. 

Radni ustalając zasady sprzedaży, tym samym zgodzili się na sprzedaż 18 lokali, które przynoszą rocznie 1 mln zł wpływów z najmu. Każdorazowo cena sprzedaży ma być ustalana przez biegłego, a ostateczną decyzję w sprawie zbycia będą podejmować radni.
Zasadny, czy wątpliwy argument?
Uchwałę podjęto kierując się interesem wspólnot mieszkaniowych, w budynkach których znajdują się lokale komunalne. Dochód ze sprzedaży ma być przeznaczony na dotacje rewitalizacyjne dla wspólnot mieszkaniowych.
To w mojej ocenie wątpliwy argument – stwierdził radny Mariusz Weremiński, który stanął na stanowisku, że uchwała ma pokryć deficyt budżetowy. Radny wezwał pozostałych członków Rady Miejskiej w Lesku do głosowania przeciwko uchwale.
Doskonale rozumiem bojaźń pana radnego o utratę „kury znoszącej złote jajka” – powiedział nieco zgryźliwie Stanisław Tabisz, przewodniczący Rady Miejskiej. – Jednakże te jajka mogą być nam zabrane, gdy wspólnoty mieszkaniowe sięgną po czynsz z tych lokali, gdyż takie są zakusy.
Radnego Weremińkiego poparło tylko dwóch radnych: Jacek Bańczak i Zbigniew Hańczyk. Natomiast 10 członków Rady Miejskiej w Lesku w głosowaniu opowiedziało się za uchwałą.
Batalia o sprzedaż jednego sklepu
Zaraz po podjęciu uchwały radni mieli okazję wcielić jej ducha w życie, gdyż odbyło się głosowanie nad wnioskiem, który wpłynął od najemcy lokalu przy ul. Tysiąclecia w Lesku. Przy tej okazji znowu doszło do dyskusji dotyczącej zasadności sprzedaży.
Burmistrz Barbara Jankiewicz tak przedstawiła wniosek:
- Najemca prowadzi działalność gospodarczą w tym samym sklepie od 20 lat. Zatrudnia już drugie pokolenie mieszkańców leska. To przedsiębiorca, którego nikt w walizce nie przyniósł– stwierdziła pani burmistrz odnosząc się do sprzedaży majątku przez jej poprzednika.




Czytaj dalej...

Jest dyrektor ZOZ

07 listopada 2013

LESKO / PODKARPACIE. Jutro o godz. 11 w Lesku ma odbyć się pikieta protestacyjna w sprawie szpitala w Lesku. Natomiast zarząd powiatu powołał dzisiaj nowego dyrektora SP ZOZ. Stanowisko objął Jan Długosz, były dyrektor SP ZOZ w Sanoku.
Dorota Mękarska
Od zeszłego czwartku, kiedy to Wiesław Kuzio został odwołany z zajmowanej funkcji, o sytuacji szpitala w Lesku wciąż jest głośno. O los lecznicy niepokoją się pracownicy, mieszkańcy powiatu i mieszkańcy miasta. Burmistrz Leska Barbara Jankiewicz zwołała z tego powodu konwent wójtów i burmistrzów powiatu leskiego, który odbył się w ostatni wtorek. W konwencie wziął udział starosta leski Marek Pańko.
Na wczorajszej sesji Rady Miejskiej w Lesku pani burmistrz, indagowana przez radnych, przedstawiła informacje z konwentu, jak również argumenty, które zadecydowały, że gmina Lesko nie przekazała dotacji na uruchomienie SOR i Oddziału Intensywnej Terapii.
Nie w moich kompetencjach jest ocena decyzji starosty, choć pań starosta przedstawił jej uzasadnienie – stwierdziła Barbara Jankiewicz, dodając, że w zarządzaniu leskim szpitalem doszło do błędów.
Solina dała dotacje na sprzęt, a zapłaciła za odsetki w parabanku
Błędem, skutkującym poważnymi konsekwencjami finansowymi, było zaciągnięcie pożyczki w parabanku. Szpital w Lesku w ramach Programu Operacyjnego Infrastruktura i Środowisko ogłoszonego przez Centrum Systemów Operacyjnych Ochrony Zdrowia na zadanie pt „Rozbudowa pracowni diagnostyki obrazowej i wyposażenie szpitalnego oddziału ratunkowego na potrzeby mieszkańców i turystów Bieszczad” otrzymał dofinansowanie w kwocie 9 mln zł. Niektóre gminy z powiatu leskiego wsparły finansowo szpital, by dysponował on wkładem własnym, np. gmina Solina przekazała 70 tys. zł dotacji. Była też możliwość uzyskania 90 procentowej zaliczki z tego programu, co umożliwiało zakup sprzętu bez angażowania własnych środków. SP ZOZ w Lesku wystąpił o zaliczkę, ale nie wykorzystał jej przez 3 miesiące. Zaliczka przepadła. W tej sytuacji nie było pieniędzy, by zapłacić za zakupiony sprzęt. Szpital zaciągnął więc pożyczkę w kwocie ponad 4 mln zł w parabanku. Obsługa 3 miesięcznego kredytu wyniosła około 100 tys. zł. Pieniądze z Soliny poszły więc na zapłacenie odsetek w parabanku, zamiast na sprzęt.

Czytaj dalej...

Powiat leski chce sprzedać swój najbardziej dochodowy majątek. Opozycja pyta: co zostawimy następcom? (FILM)

04 listopada 2013


LESKO / PODKARPACIE. Rada Powiatu w Lesku wyraziła zgodę na zbycie sześciu lokali użytkowych w budynku przy ul. Rynek 17, choć nie obyło się to za aprobatą wszystkich radnych. Opozycja zaprotestowała przeciwko wyprzedaży majątku, argumentując, że taka polityka prowadzi do dewastacji finansów powiatu.

Dorota Mękarska
Powiat leski ma 51 % udziałów w liczącym 117 lat budynku przy ul. Rynek 17. Z dzierżawy znajdujących się w nim sześciu lokali użytkowych rocznie osiąga dochód w kwocie 132 tys. zł netto. Wycena tych nieruchomości została oszacowana na 1,1 mln zł. Cena sprzedaży ma pokryć wpływy z czynszu za okres 8,5 roku.
Trup”, czy „kura znosząca złote jajka” ?
Jak podkreśla Andrzej Orłowski, kierownik Wydziału Budownictwa, Geologii i Środowiska w Starostwie Powiatowym w Lesku, obiekt jest w bardzo złym stanie technicznym.
Jeśli nie sprzedamy tego budynku czekają nas spore wydatki w przeciągu roku, czy dwóch lat – zaznacza Marek Pańko, starosta leski. – Ta sprzedaż poprawi też naszą zdolność finansową – dodaje.
Opozycja mocno skrytykowała to rozwiązanie.
Tonący brzytwy się chwyta. Wyprzedaż lokali użytkowych przynoszących stały dochód jest nieracjonalna – stwierdził Robert Petka, odnosząc się do wartości budynku przy ul. Rynek 17 w stosunku do całego majątku powiatu leskiego. – Mam nadzieję, że po was przyjdą inni, którzy też muszą zarządzać tym powiatem – dodał radny.
W majątku powiatu, wycenionym na 20 mln zł, te lokale stanowią zaledwie 5 % jego wartości- tak starosta leski rozwiał obawy o majątek pozostawiony następcom.
Jednak pozostałe 95 % majątku to głównie nieruchomości gruntowe, które przynoszą znacznie mniejsze dochody niż lokale użytkowe.
Radni zwracali też uwagę na bardzo dobre położenie budynku, który mieści się w ścisłym centrum miasta.
Co nam z tego, że ten budynek przynosi dochód, jak w przyszłym roku musimy „wtopić” w niego ogromne pieniądze. Lokalizacja jest bardzo dobra, ale tak naprawdę za niemałą kwotę nabywca kupuje „trupa” – tak brutalną prawdę wygarnął Andrzej Orłowski.
Sprzedaż pozwoli oddalić nam te konsekwencje i uzyskać dobry przychód. W prywatnych rękach ten budynek może tylko zyskać na świetności. To nie jest „kura znosząca złote jajka”, ale lokal w złym stanie techniczny – argumentował wicestarosta Stanisław Szelążek.
Jarosław Krajewski odniósł się ponadto do niepewnego wyniku przetargu.
Nie mając pewności, co do wpływu ze sprzedaży, zbycie wszystkich lokali za jednym zamachem jest błędem – podkreśla radny.
Po 12 latach znowu ta sama śpiewka
Robert Petka przypomniał rok 2001, gdy funkcjonował jeszcze jeden duży powiat bieszczadzki. Wówczas po raz pierwszy zamierzano zbyć lokale użytkowe w budynku przy ul. Rynek 17.
- Wtedy też padały argumenty, że trzeba remontować dach, że w piwnicach stoi woda. Paradoksalnie dzięki głosom radnych ustrzyckich ta uchwała nie przeszła. Minęło 12 lat, budynek stoi i z tytułu jego dzierżawy wpłynęło do kasy powiatu już 1,5 mln zł. Dzisiaj gra się tą samą płytę, a trzeba patrzeć w dłuższej perspektywie czasu. Was cechuje nonszalancja w wydatkach, a potem mamy to co mamy. Biegamy tylko po kolejne kredyty.
Krytyka projektu uchwały dokonana przez opozycję nie przekonała jednak radnych koalicyjnych. Uchwałę podjęto większością głosów, co oznacza, że umieszczenie tych lokali w wykazie nieruchomości przeznaczonych do sprzedaży jeszcze przed podjęciem przez radnych uchwały, wcale nie było na wyrost.

POLECAMY CAŁOŚĆ

PrintFriendly

Czytaj dalej...

Leski szpital zagrożony bankructwem? Dyrektor SP ZOZ odwołany! (FILM)

31 października 2013

LESKO / PODKARPACIE. Radni powiatu leskiego wydali negatywną opinię o działalności SP ZOZ w Lesku. We wczorajszym głosowaniu 7 radnych przychyli się do negatywnej oceny, 1 był przeciwko, a 6 wstrzymało się od głosu. Natomiast, dzisiaj w godzinach porannych dyrektor leskiego szpitala został odwołany. Więcej informacji w materiale filmowym. 
Poniżej publikujemy ocenę działalności SP ZOZ w Lesku:


Czytaj dalej...

Fabryka Adama Pałackiego powstanie w Rzeszowie? Tadeusz Ferenc potwierdza

29 października 2013

SANOK / PODKARPACIE. Od kilku miesięcy trwają spekulację na temat rozwoju firmy Adama Pałackiego w Lesku. Wśród miejsc które przedsiębiorca wskazywał jako potencjalne obszary pod inwestycję wymieniał miedzy innymi Sanok, Olszanicę, Zagórz czy Rzeszów. Ta ostatnia lokalizacja dla przedsiębiorcy okazała się być najbardziej kusząca. Więcej informacji w materiale filmowym.


POLECAMY ESANOK.

http://esanok.pl/2013/fabryka-adama-palackiego-powstanie-w-rzeszowie-tadeusz-ferenc-potwierdza-film-mb001.html

Czytaj dalej...

Była szkoła, a pasą się kury. ESANOK pisze.....

28 października 2013

LESKO / PODKARPACIE. Likwidacja Zespołu Szkół Drzewnych w Lesku miała być tylko zmianą kosmetyczną. Okazało się jednak, że po połączeniu trzech szkół ponadgimnazjalnych: Zespołu Szkół Drzewnych, Zespołu Szkół Ekonomiczno-Rolniczych, oraz Niepublicznego Liceum Plastycznego w Zespół Szkół Technicznych i Artystycznych w Lesku, budynek po byłej szkole drzewnej jest dewastowany. Dyrektor nowej placówki bez ogródek stwierdza, że jest „szabrowany”.
Dorota Mękarska
Temat połączenia leskich szkół ponadgimnazjalnych w jeden zespół szkół budził wiele kontrowersji i emocji. Jednakże wysokie koszty ich utrzymania wynoszące 10 mln zł rocznie, przy dotacji w kwocie 8 mln zł, musiały doprowadzić do reformy ponadgimnazjalnej oświaty w Lesku. Nowy zespół szkół utworzono w zeszłym roku, jednakże budynek po byłej szkole drzewnej był użytkowany do września 2013 roku. Wraz z nowym rokiem szkolnym został wyłączony z eksploatacji.
W międzyczasie, w czerwcu u.r. Spółka Cywilna – Centrum Edukacyjne z siedzibą w Radomsku złożyła ofertę dzierżawy budynku, w którym chciała utworzyć Młodzieżowy Ośrodek Wychowawczy dla 48 chłopców. Starostwo zgodziło się na wydzierżawienie obiektu, widząc w tym szanse na utworzenie nowych miejsc pracy, ale zaprotestowali mieszkańcy Leska, którzy pod pismem protestacyjnym w tej sprawie zebrali 1600 podpisów. Protest mieszkańców doprowadził do wycofania się Zarządu Powiatu Leskiego z dzierżawy, a Rada Powiatu zrezygnowała całkowicie z planów sprzedaży tego obiektu.
Zdewastowano szkolę w ciągu jednego miesiąca?
Do wyłączonego z eksploatacji budynku wprowadzono jednak 3 tygodnie temu uczestników kursu stolarskiego, które od blisko dekady organizowane są w Lesku dla uczniów szkół stolarskich z całego województwa. Warunki, jakie słuchacze zastali w budynku byłej szkoły, okazały się nie do przyjęcia, bo nie działa w nim ogrzewanie, nie ma prądu i wody i nie funkcjonują toalety. Pech chciał, że kurs odbywał się w czasie, gdy spadły temperatury. Zawiadomiono więc inspekcję sanitarną. Ta przeprowadziła kontrolę, ale żadnych zaleceń pokontrolnych dyrekcji ZSTiA nie wystawiła, gdyż w międzyczasie kursantów przeniesiono do innego obiektu.
W planach są jeszcze dwa kolejne kursy. Jednakże ich organizacja nie jest już problemem. Problemem jest dewastacja szkoły, do której doszło przez miesiąc.
Szabrujemy, to znaczy odzyskujemy
Jak okazuje się, władze powiatu leskiego nie wiedzą, co dzieje się w budynku byłej szkoły.
W szkole byłem jeszcze przed wakacjami - zaznacza Stanisław Szelążek, wicestarosta leski, odpierając równocześnie zarzuty, że szkoła jest dewastowana. - Obiekt jest w takim stanie technicznym, w jakim był. To jest budynek, który od wielu lat jest nieremontowany. Obecnie został zabezpieczony na zimę.
Szabrujemy – przyznaje Maciej Błażowski, dyrektor Zespołu Szkół Technicznych i Artystycznych w Lesku. – Powiedziałem tak w cudzysłowie, bo budynek jest całkowicie wyłączony z użytkowania i staramy się odzyskiwać wszystko to, co może zabezpieczyć potrzeby naszej szkoły. Wymontowujemy lampy, drzwi, gdyż nie ma pieniędzy na zakupy.
Wiedzy o tym, że dawny budynek szkoły drzewnej stał się terenem „pozyskiwania” zdatnych do użytku części, nie posiadają również radni powiatowi.
Wczoraj otrzymaliśmy taką informacje – mówi radny Robert Petka. – To jest bardzo niepokojący sygnał. W związku z tą sytuacją radni z Komisji Oświaty mają złożyć wniosek o przeprowadzenie wizji lokalnej w szkole.
Zarząd Powiatu ma związane ręce
Rodzi się jednak pytanie, co dalej z budynkiem byłej szkoły? Jeśli „pozyskiwanie” będzie trwać nadal niedługo mogą z niego zostać tylko gołe mury.
Zarząd Powiatu ma związane ręce, bo mamy budynek, którego nie wolno nam sprzedać - podkreśla wicestarosta Szelążek – Cały czas zastanawiamy się, co z nim zrobić, ale dobrego rozwiązania nie mamy.

POLECAMY CAŁOŚĆ...........

Czytaj dalej...

MIESZKANKA PISZE

11 października 2013

Witam, mieszkam w Lesku kilkanaście lat, zawsze mnie zastanawiały duże kolejki mieszkańców w Urzędzie Miasta i Gminy, dwudziestego każdego miesiąca, teraz wiem że jest to dzień wypłat zasiłków, czy nasz leski mops wiedząc że na dzień dwudziesty każdego miesiąca będzie te zasiłki wypłacał nie może zrobić przelewów dzień wcześniej?robią to dopiero w dniu wypłat więc co za tym idzie  zanim PBS zaksięguje przelew to trochę czasu ucieka, a jak już te zasiłki są, to też są bardzo duże kolejki, i cierpią na tym nie tylko ci ludzie którzy czekają na zasiłek, bo muszą kilka godzin stać po parę groszy ale cierpią też mieszkańcy którzy muszą opłacić np:opłatę za rejestrację samochodu( dwie godziny w kolejce), interesuje mnie też fakt który obserwuję w Sanoku, tam co miesiąc ludziom ubogim jest wydawana żywność, tak też się dzieje w innych gminach naszego regionu, tylko w naszym Lesku nie ma ludzi ubogich którzy zasługują na darmową żywność, nie sądzę że jesteśmy aż tak bogatym miastem, bo skoro tak to czemu co trzecie dziecko w leskiej podstawówce ma dożywianie za które płaci Gmina?Gminy dostają żywność co miesiąc, więc co się dzieje z tą żywnością dla Leska?
Pozdrawiam. 

Czytaj dalej...

Korespondencja Kacpra Krasickiego z Burmistrz Miasta Leska Panią Barbarą Jankiewicz dotycząca oszczerczej publikacji Biuletynu Gminy Miasta Leska

23 września 2013

Do Urzędu Gminy Miasta Leska
 w Lesku

Proszę Panią Burmistrz Jankiewicz o sprostowanie kłamstwa zamieszczonego w Biuletynie Gminy.

W Biuletynie Urzędu Gminy Miasta Leska wydawanym w Internecie prezentowana jest od dłuższego czasu publikacja nosząca tytuł „Zamek” poświęcona jego dziejom. W publikacji tej mieści się m.in. następujący ustęp :
„Część biblioteki zamkowej została w 1939 roku zatopiona w stawie, część później znalazła się w bibliotece Muzeum Historycznego w Sanoku, dużo książek jest w posiadaniu mieszkańców Leska. W chwili zbliżenia się frontu w 1944 roku ostatni właściciel wywiózł przy pomocy Niemców 7 wagonów zbiorów.”
Z głębokim ubolewaniem, ale też oburzeniem, stwierdzam, że powyższe rzekome „fakty” nie odpowiadają zgoła prawdzie i są potwarzą krzywdzącą dobre imię ostatniego właściciela w Lesku, Augusta Krasickiego. Jako jego prawnuk domagam się dlatego od Władz Miasta Leska wycofania z ich internetowego Biuletynu przytoczonych wyżej dwóch zdań, ogłoszenia w nim stosownego sprostowania i wyrażenia publicznych przeprosin za krzywdę wyrządzoną pamięci mojego pradziadka.
Uzasadniając mój postulat oświadczam co następuje:
Zawarte w cytowanym ustępie Biuletynu samorządu leskiego jako rzekome „fakty” twierdzenia nie znajdują pokrycia w prawdzie,  ponieważ:
1. Żadna część biblioteki zamkowej nie została zatopiona w stawie. Natomiast August Krasicki działając w trosce o uratowanie cennych starodruków zdeponował kilka tysięcy liczący zbiór najbardziej wartościowych książek w Muzeum Historycznym w Sanoku, gdzie –nie zwrócony jego spadkobiercom po wojnie – znajduje się nadal. Należy dodać, że jeżeli niektóre książki pochodzące z biblioteki zamkowej są obecnie w posiadaniu mieszkańców Leska, to znaczy, że zostały one zabrane z zamku podczas wydarzeń wojennych i powinny zostać zwrócone prawowitym właścicielom.
2. Ostatni właściciel zamku, August Krasicki, opuścił wraz z rodziną Lesko dnia 11 września 1939 roku i nigdy później do Leska nie powrócił. Gdy wyjeżdżał wraz z rodziną dysponował tylko jedną ciężarówką, na której mogli się pomieścić tylko najbliżsi krewni z podręcznym bagażem. Krasiccy po przeniesieniu się z „ sowieckiego” na drugi „ niemiecki”, brzeg Sanu do pobliskiego Zagórza, również po zajęciu Leska przez Niemców w czerwcu 1941 roku nie mogli tam powrócić, ponieważ obowiązywał wydany przez okupanta zakaz wjazdu Polaków z Generalnego Gubernatorstwa na obszar nowego, przyłączonego do „starej” Generalnej Gubernii tzw. „ Dystryktu Galicja” ze stolicą we Lwowie. Co więcej po najeździe hitlerowskim na ZSRR w 1941 roku władze niemieckie nie zwróciły skonfiskowanych przez Sowiety majątków i wszelkich innych nieruchomości przejmując je pod tak zwany zarząd powierniczy („Liegenschaft”) przy czym byłym właścicielom polskim zabroniono przebywania na terenie ich przedwojennych posiadłości. Tym samym August Krasicki nie tylko nie mógł być obecny w 1944 roku w Lesku i to na zamku, lecz nadal wyzuty ze swej własności, nie był w stanie – i to w dodatku wraz z Niemcami ! – wywozić z Leska 7 wagonów zbiorów. Należy przy tym z naciskiem podkreślić, że po najazdach najpierw sowieckim we wrześniu 1939 roku, a później niemieckim trwającym od czerwca 1941 do lutego 1944 roku, zamek leski był rozgrabiony , zrujnowany i doszczętnie zdewastowany, a wiec nie było już niczego w nim co można było wywieźć.
Wszystkie powyższe fakty i okoliczności były i jak się wydaje powinny nadal być dość powszechnie znane szczególnie w Lesku i na obszarach położonych po obu stronach linii granicznej wytyczonej między Sowietami i Niemcami przez Pakt Ribbentrop – Mołotow. Tę wiedzę powinni posiadać i zapewne posiadają w pierwszym rzędzie przedstawiciele lokalnego samorządu tzn. Zarządu Gminy Miasta Leska z Burmistrzem Panią Barbarą Jankiewicz na czele. Tym bardziej oburza mnie, ale też  zastanawia i skłania do głębszej refleksji, absurdalna treść przytoczonego ustępu Biuletynu tej właśnie Gminy. Treść ta w oczywisty sposób narusza bowiem dobre imię i rzuca cień na nieposzlakowaną opinię ostatniego właściciela zamku leskiego insynuując w dodatku jakoby kolaborował on z Niemcami. A chodzi przecież o nie co innego, jak o cześć i honor mojego pradziadka, Augusta Krasickiego, który czy to jako współtwórca Legionów Polskich w latach 1914-1916 i uczestnik wojny z bolszewikami w 1920 roku, a później w okresie okupacji żołnierz w Podkarpackiej Komendzie Armii Krajowej, czy kiedy to jako wzorowy leśnik, wybitny dendrolog, botanik, a w dodatku wieloletni nie zwykle zasłużony dla Leska działacz miejscowego samorządu, całe swe trudne i burzliwe życie poświęcił służbie Polsce.
Ta godna pożałowania próba oczernienia postaci mojego pradziadka przez posłużenie się kłamstwem mówi sama za siebie. Najwyraźniej chodzi tu o zdyskredytowanie roli odegranej w czasie ostatniej wojny przez naszą rodzinę. Stanowi przy tym kolejny, charakterystyczny przejaw dążenia niektórych przedstawicieli Władz tutejszego samorządu, by utrudnić, a najlepiej udaremnić powrót Krasickich do ich rodzinnego domu. Aby uczynić publicznie zadość historycznej prawdzie i naprawić krzywdę wyrządzoną pamięci Augusta Krasickiego proszę więc Panią Burmistrz Barbarę Jankiewiecz o sprostowanie upowszechnianego w Biuletynie Zarządu Gminy Leska kłamstwa.
Kacper Koncyliusz Krasicki

Stanowisko Pani Burmistrz

-----Original Message-----
From: burmistrz [mailto:
burmistrz@lesko.pl]
Sent: Friday, September 13, 2013 9:43 PM
To: "Kacper Krasicki"
Subject: Re: sprostowanie

Szanowny Pan Kacper Krasicki!
Dzisiaj odebrałam Pana sprostowanie dotyczące losów biblioteki zamkowej,
przyznam, że natychmiast skontaktowałam się z informatykiem w celu
wyjaśnienia źródła informacji. Uzyskałam na ten moment odpowiedź, że tej
treści informacja zamieszczona była na stronie za poprzedniego burmistrza i
że informatyk za pomocą firmy Zeto przeniósł treść na aktualną stronę.
Zobowiązałam pracownika do sprawdzenia źródła tej informacji, chociaż nie
jestem jego autorem rozumiem Pana oburzenie.W poniedziałek sprawdzimy
historię powstania tych materiałów i jeśli zawinili urzędnicy lub moi
poprzednicy zamieścimy stosowną informację na stronie bip
z wyrazami szacunku
Barbara Jankiewicz
Burmistrz
Miasta i Gminy Lesko



Odpowiedź Kacpra Krasickiego

Gdy zapoznałem się z powyższym mailem Pani Barbary Jankiewicz byłem przekonany , ze jest to tylko wstępna reakcja ze strony Pani Burmistrz na mój protest wobec skandalicznego ustępu rozdziału o dziejach zamku leskiego  publikowanego przez długi okres czasu w oficjalnym Biuletynie Gminy Miasta Leska. W swoim mailu Pani Burmistrz nie wspomniała przecież ani słowem o głównym postawionym zarzucie jakoby mój pradziadek August Krasicki miał rzekomo „przy pomocy Niemców” wywieźć z zamku w 1944 roku 7 wagonów cennych przedmiotów. Czekałem więc pewien czas na publiczne ustosunkowanie się Pani Barbary Jankiewicz przede wszystkim do tego właśnie zarzutu. Sądziłem , że nastąpi to w postaci uczciwego przyznania się do winy, złożenia stosownego sprostowania oszczerczej wiadomości i wyrażenia przeprosin za wyrządzoną tym samym krzywdę tak bardzo zasłużonemu dla Ojczyzny oraz Gminy i społeczności Leska  ostatniemu właścicielowi zamku Augustowi Krasickiemu.
Jednak się zawiodłem. Jak na razie nic takiego nie nastąpiło. Wprawdzie z tekstu o zamku  od niedawna jakby ukradkiem  wyparowały dwa kłamliwe zdania, które przytoczyłem w moim proteście, ale najwidoczniej uznano w gabinecie Pani Burmistrz , ze na tym całą sprawę można i trzeba zakończyć.
W skierowanym do mnie mailu sprawująca przecież rządy w Lesku od dobrych już paru lat Pani Jankiewicz zepchnęła dość tchórzliwie odpowiedzialność za ten cały skandal na swojego poprzednika. Po czym nie zajmując w ogóle żadnego stanowiska wobec meritum sprawy po prostu zamilkła.
To milczenia Barbary Jankiewicz jest jednak bardziej wymowne od wielu górnolotnych słów. Pozostawiam je bez komentarza do własnej oceny ze strony każdego mieszkańca Leska, a zwłaszcza ze strony ogółu wyborców tej Pani Burmistrz.

Kacper Krasicki


Czytaj dalej...